(c.d. tego )
Spojrzałam z litością na przerażonego szczeniaka. Trząsł się jak galaretka, dosłownie. On chyba naprawdę myślał, że mogłabym go zabić. Już chciałam powiedzieć, że ma się nie bać, tylko po co?
Spoglądając na niego zobaczyłam siebie. Przemokniętą, wychudzoną, głodną i zagubioną siebie.
Nagle przed oczami stanęła mi scena w której wielki smok pojawił się na polanie. Nie pamiętam, co wtedy czułam, ale zapewne to, co Mordimer teraz. Po kilku sekundach znów dotarł do mnie jego cichuteńki, ledwo dosłyszalny głosik "nie rób mi krzywdy". Szczeniak podniósł głowę, ale gdy tylko zrobiłam krok w jego stronę, ponownie skulił się na trawie.
-Nie zabijaj mnie! - krzyknął z jeszcze większym przerażeniem niż wcześniej.
Stanęłam przed nim i zastanowiłam się, co mam teraz zrobić. Uniosłam łapę i położyłam ją bardzo ostrożnie na głowie szczeniaka
-Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy - powiedziałam miękko - Obiecuję.
Mordimer ostrożnie podniósł głowę i zapytał drżącym głosem
-Na pewno?
-Tak -odpowiedziałam bez namysłu.
W krzakach usłyszałam znów szelest.
-Idziemy, szybko - powiedziałam z pośpiechem.
-Gdzie?
-Do mojej nory. Chyba, że wolisz spać tutaj -przekrzywiłam głowę.
-Nieeee!!! -krzyknął szczeniak.
Ruszyliśmy brzegiem plaży, jak najdalej od zarośli. Po kilku minutach marszu dotarliśmy do mojej nory. Mordimer przystanął przed wejściem i spojrzał na mnie niepewnie.
-Wchodź -powiedziałam.
Wszedł powoli przez prowizoryczne drzwi. Ruszyłam za nim i skręciłam w prawo. Pogrzebałam trochę w wielkiej lodowej skrzyni i po chwili przesunęłam w stronę środka groty kosz z malinami.
-Niczego innego prócz owoców nie mam... - stwierdziłam sprawdzając resztę koszy.
Ruszyłam w głąb nory z zamiarem znalezienia jakichkolwiek koców, liści lub mchu. Ledwo oddaliłam się od Mordimera i usłyszałam krzyk. Odwróciłam się szybko do tyłu i zobaczyłam smoka który machał ogonem przed szczeniakiem. Podbiegłam do przodu krzycząc
-Tofisia, zgłupiałaś do reszty?! To nasz gość! Spędzi tu noc, góra dwie! Opanuj się!
Tofisia prychnęła z oburzeniem i z trzaskiem zmieniła się z powrotem w królika. Ruszyła w stronę dziury w ścianie jaskini gdzie czekały na nią dwie myszy i zniknęła w otworze. Pokręciłam z rezygnacją głową i spojrzałam na oszołomionego szczeniaka.
(Mordimer? Przepraszam, totalnie nie mam pomysłów ._. )
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz