Stanąłem pomiędzy Iro-Shime i Ernem. Bez uczuć spojrzałem na przybyszy moim jednym, złotym okiem. Ketsurui przypadł do ziemi, ale nie obchodziło mnie to specjalnie. Wypełnił swoje zadanie, teraz mógł robić co chciał.
- Moja pani cię oczekuje - rzekłam do Mixi - Chodź za mną.
- Sama nie idę! - Mixi spojrzała gniewnie na mnie - Tylko razem z Erną!
- Ja się nią zajmę - Ketsurui podniósł się z ziemi, a w jego oczach przez sekundę zalśniło złoto - I tak na razie nie mam nic innego do roboty...
- Ty zdrajco! - syknęła Erna i rzuciła się w kierunku Rui'ego
Mixi widocznie chciała pomóc, ale Iro-Shime przystawił jej koniec włóczni do gardła. Ruszyłem w kierunku, gdzie miała czekać Argona. Za mną eskortowana przez Iro-Shime i Erna po bokach oraz Tasirę z tyłu szła aktualna alpha Watahy Krwawej Nocy. Wreszcie dotarliśmy tam, na niewielką polanę tuż przy samych wodach Styksu. Przystanąłem i skłoniłem się lekko. Argona, dotąd pochylona nad mętną wodą, uniosła głowę i spojrzała w przestrzeń. Zanurzyła rękę w wodzie.
- Zostawcie nas same - mruknęła, więc razem z eskortą wycofaliśmy się z polany...
Dopiero, gdy przestałam wyczuwać obecność podwładnych odwróciłam się przodem do Mixi, jednocześnie wstając. Moje oczy były nieodmiennie złote, a w ręku trzymałam mały, srebrny zegarek na łańcuszku. Ciche tykanie odbijało się echem po polanie. Mixi przemieniła się w człowieka i ze współczuciem patrzyła na mnie. Ale czemu? Czy nie wiedziała, że jestem szczęśliwa? Czy nie wiedziała, że cieszę się z tego co robię?
- Argono... - zaczęła - Nadal jeszcze możesz zawrócić...
Zmarszczyłam lekko brwi i przechyliłam lekko głowę w bok. W mojej ręce zalśniła katana.
- Zawrócić...? - spytałam bez uczuć - Zawrócić... po co?
- Zawrócić, by żyć! By znów prowadzić watahę w łatwych i trudnych czasach! - Mixi żywo gestykulowała, widać było, że wkłada w to całe serce... całe wątpliwości jakie miała przedtem, całą rozpacz i nadzieję...
- Nie... nie mogę... nie mogę porzucić mego ludu... ludu, który jest wszędzie odrzucany, niszczony, zabijany... ludu, który pragnie wolności, który jest ze mną! Jest wierny! ...nie tak jak te wilki... - w moim oku zalśniła pojedyncza łza, przez chwilę migotała w powietrzu i wsiąkła w glebę.
- Argono, przyjmiemy ich! Na Zeusa, przyjmiemy ich tylko zawróć!
- Nie - niespodziewanie moja twarz stężała - Już nigdy nie będzie nas. Nigdy. Tej nocy jedna z nas odejdzie na służbę do Hadesa. Jedna z nas pożegna się z tym światem... na zawsze.
Chwyciłam katenę w dwie ręce, a Mixi... Mixi dobyła sztyletu... To była chwila. Chwila i szczęknęła stal, w której klingach odbijał się blask księżyca. Czerwonego księżyca. Krwawego Księżyca! Ale nie zabarwił się czerwienią bez powodu. To była krew przelana tego dnia i nocy. Krew potworów i wilków walczących na śmierć i życie. A teraz była to i moja krew.
Klingi śmigały w powietrzu w śmiertelnym tańcu, którego stawką nie były tylko nasze życia, ale i honor. Nie czułam zmęczenia. Moje oko dodawało mi sił, czerpałam garściami z mocy Airesu... zaś Mixi stawała się coraz wolniejsza, jej ciosy coraz słabsze. Wadera była nadwyrężona po poprzednich walkach i teraz szybko traciła siły. Z łatwością wytrąciłam jej sztylet z dłoni i popchnęłam na ziemię. Przyłożyłam klingę do jej gardła, a za moimi plecami wyczułam obecność Airesu.
- Argono, zrób to - powiedział spokojnie, stając w swojej ludzkiej postaci koło mnie
Ani drgnęłam. Patrzyłam w niebieskie oczy Mixi
- Zrób to!
- Niee!! - ktoś wpadł na polanę... były to Erna i Tasira
Spojrzałam na nie z niechęcią.
- Airesu, zabij je - rozkazałam - przeszkadzają mi
Ta chwila nieuwagi wystarczyła. Mixi doturlała się na bok i uderzyła mnie mocno w brzuch. Upadłam na kolana. Katana wyleciała mi z ręki. Airesu chciał interweniować, ale powstrzymałam go:
- Na co czekasz, zrób co karzę!
Airesu zaatakował wadery i wypchnął poza polanę. Mixi schwyciła katanę i teraz ona przystawiała mi ją do piersi.
- Nadal możesz jeszcze zawrócić - w jej słowach był tylko bezbrzeżny smutek. Nie podobało mi się to.
- Ja już dokonałam wyboru - powiedziałam - Ale czy ty masz dość odwagi, by to zrobić?
- Ja... - ręka Mixi zadrżała, a ja wiedziałam co powinnam robić
Nie mogłam jej obarczyć tą odpowiedzialnością. Chwyciłam klingę miecza i wpychnęłam ją sobie w pierś. Jęknęłam głucho, gdy z dziury popłynęła krew. Moje oczy nie były już złote... były białe i czyste jak diament.
- A chciałam tylko im pomóc... - szepnęłam jeszcze patrząc do góry w gwiazdy i srebrzysty księżyc - Czy to źle?
Uśmiechnęłam się odlegle, srebrny zegarek upadł na ziemię, otworzył się i zaczął wygrywać cichą melodyjkę. Poczułam jak osuwam się w mrok... wszystko znikło, cały ból, cierpienie... to... koniec...
Zdołałem dostrzec jej ostatnie chwile... widziałem jak osuwa się w mrok... z godnością. Podbiegłem do niej, odpychając oszołomioną Mixi razem z tą przeklętą kataną. Klęczę przy niej. Nic się nie licz... być może zaraz zginę... i co z tego? Co mi teraz pozostało? Zawiodłem! Z mojego oka zaczęła płynąc obficie krew. Chwyciłem je i wyrwałem wyjąc z bólu. Zerwałem opaskę na pustym oczodole Argony i umieściłem tam kulisty kształt. Należało do niej, niech idzie z nim tam, dokąd teraz się uda.
Usłyszałem szczęk broni. To była Mixi. Widać otrząsnęła się nieco z szoku, bo szła w moim kierunku. I wtedy zrobiłem coś, czego później żałowałem. Uciekłem. Po prostu uciekłem. Biegłem przez las do mojego Mistrza, poza tereny watahy. Był tam. Czekał. Zimny i straszny... jak zawsze.
- Wypełniłeś zadanie? - zapytał dudniącym głosem, tak lodowatym, że zjeżyły mi się włosy na karku
- Nie panie... Argona nie żyje...
- Więc powinieneś iść za nią
Widziałem jak powoli kroczy ku mnie. Jak kroczy ku mnie on... Mój Pan, Mistrz, Wybawiciel... i moja Śmierć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz