Gdy Airesu odpuścił, podbiegłam do Mixi. Wypuściła z ręki zakrwawiony sztylet i zamieniła się w wilka. Usiadła i spuściła głowę.
- Gdzie jest Arg... - Odwróciłam się lekko w prawo, a słowa zamarły mi na ustach. Osoba, którą mogłam nazwać pierwszą prawdziwą przyjaciółką... nie żyje. Argona, alpha, matka watahy. Ona jest martwa. Kiedy ostatnio słyszałam jej głos? Kiedy ostatnio poczułam zapach jej sierści, spojrzałam się na nią czy się do niej uśmiechnęłam? Wszystkie wspomnienia z nią związane wydają się tak odległe. Spojrzałam jeszcze raz na ciało. W brzuchu miała miecz. Spuściłam wzrok. Poczułam jak wstrząsa mną rozpacz, a do oczu napływają łzy. Poczułam wściekłość, złość najgorszą ze wszystkich. Osunęłam się na ziemię i przyjechałam pazurami po trawie. Próbowałam się uspokoić, policzyć do 10, cokolwiek! Ale wspomnienia wierciły mi dziurę w głowie. Przeszywały mnie, nie dawały zapomnieć o Argonie, o widoku jej martwego ciała, lekko otwartych oczach. - Czemu?! - krzyknęłam - Czemu, czemu, czemu?!! Walnęłam łapą o ziemię i przyjechałam po niej pazurami. Za mną o wiele ciszej i dyskretniej cierpiała (a może nie...) Mixi. - Nie taki był plan! - krzyknęłam do niej - Obie miałyście żyć! - Nie miałam wyboru. - odpowiedziała cicho Mixi, jakby przytłoczona moją furią. - Zawsze jest wybór! - Nie, nie zawsze Erna. Ona sama chciała walczyć. - Zabiłaś ją! - Spojrzałam w jej oczy. - Nie! - Zaprotestowała szybko. - Sama... dokończyła dzieła. Ponownie położyłam głowę na ziemi. Ale walczyłaś z własną siostrą, pomyślałam. Całe oczy miałam we łzach. Widziałam jedynie rozmazane kształty. - Draug - szepnęłam i narysowałam pozurem runę przemiany. Argona ponownie stała się wilkiem. Lekko się uspokoiłam, dziwnie szybko pokonałam rozpacz. Otarłam łzy. - Trzeba będzie urządzić jej przyzwoity pochówek. Przynajmniej jej ciału, bo dusza jest pewnie daleko stąd. Z moich ust znów wydobył się jęk rozpaczy. - Trzeba ją będzie stąd zabrać i zanieść na cmentarz. Zajmę się ceremonią. * * * * * * * Poszłam do swojej jaskini. Przed wejściem przystanęłam na chwilę. Dość tej szopki, dość zgrywania silnej psychicznie. Jestem słaba, gorzej - jestem niczym. Jestem wilczycą, która zaufa pierwszej lepszej osobie, uwierzy w każde słowo, przegra każdą bitwę. Jestem nikim. Nie zasługuje na bycie szamanką, jeżeli nie umiem pomóc nawet sobie samej. Nigdy nie czułam się tak bezsilna. Przeszłam kilka kroków, po czym upadłam na zimny kamień i zaczęłam szlochać. Nie umiem się pogodzić ze śmiercią w kilkadziesiąt minut. Jednak zobowiązałam się do czegoś. Podniosłam się i weszłam do jaskini. Sięgnęłam po księgę o czarnej okładce i zaczęłam czytać. (Ktoś coś? Mixi? Ktokolwiek?) |
||
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz