(c.d. tego)
Basior widząc co stało się z jego towarzyszką, warknął wściekle. Nie patrząc na nic skoczył za rzuconą waderą. Bał się najgorszego, czy zdąży? Na szczęście wylądowała na półce skalnej. Niestety pozostawała nieprzytomna. Uznał jednak, że najpierw zajmie się tygrysicą. Stała w pewnym oddaleniu od urwiska.
- Ou... biedny wilczek zaraz się popłacze? - zaśmiała się wrednie.
Wilk warknął, ale nie był głupi. Wiedział, że w bezpośrednim starciu nie ma z nią szans. Zamiast tego rozwinął skrzydła i wzleciał na pewną odległość. Krążył wokół niej, słuchając rzucanych obelg. Nie dbał o nie. Musiał się teraz skupić. Teoretycznie, w końcu musiało mu wyjść jakieś zaklęcie. Na niebie zebrały się czarne chmury. Zaklęcie po chwili zaczęło działać już samo, bez kontroli. Z nieba lunął deszcz, uderzając mocno o ziemie i liście. Po chwili sklepienie przecięła jasna błyskawica. Iverno nadal się unosił i gdy tylko ponownie błysnął grzmot, przechwycił jego energię, którą skierował w kierunku wściekłej tygrysicy. Chybił, ale osmalił futro przeciwniczki. Teraz ona poszła za głosem rozsądku. Uciekła czym prędzej w las. Tymczasem na mokrych skrzydłach coraz trudniej było latać. Podleciał do półki skalnej, na której leżała Zorrie.
- Hej... nic ci nie jest? - zapytał, delikatnie trącając ją nosem.
Uznał, że lepiej będzie jeśli poszuka schronienia. Poza tym leżenie nad przepaścią nie należało do najbezpieczniejszych. Przerzucił ją sobie przez grzbiet i z trudem poleciał. Szybko też znalazł odpowiednią jaskinię. Ułożył w niej nieprzytomną, a sam wpatrzył się w ulewę, czekając aż się zbudzi.
(Zorrie?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz