29 maja 2014

Od Shailene do Mixi

(c.d. tego )

Idąc ścieżką w brzozowym lesie co chwila spoglądałam za siebie, upewniając się, czy Lamana nadal za mną nie biegnie. Właśnie odwróciłam wzrok w stronę zająców które skubały kępkę trawy, mimowolnie się uśmiechnęłam. To była chyba jedyna z dobrych rzeczy, które się dzisiaj wydarzyły.
Byłam na cmentarzu, nad grobem Argony. Choć ani razu jej nie spotkałam, to jednak przesiedziałam tam kilka godzin, a łzy spływały mi na nos gdy nuciłam wszelakie smutne piosenki.
-Hej - usłyszałam niedaleko siebie cichy głos, odwróciłam się gwałtownie, ktoś przede mną stał. Dopiero gdy wyostrzył mi się wzrok, zauważyłam kto to. Niebiesko-szaro-biała wadera ze skrzydłami lekko się uśmiechała, chyba mnie nie poznawała.
-Mixi! -krzyknęłam i rzuciłam się na oszołomioną Alphę, przytuliłam ją mocno - gdzie ty się podziewałaś?! -zapytałam, lecz po kilku sekundach dopiero zorientowałam się, jak głupie pytanie zadałam - Współczuję z powodu Argony, naprawdę -po tych słowach dopiero uświadomiłam sobie, że to Argona, a jej śmierć, to na pewno nie koniec, raczej początek...

(Mixi? :d )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz