Radośnie pobiegłem przodem, zachęcając nowo poznanego basiora, by uczynił to samo. Nie dał się długo prosić i już po chwili truchtaliśmy w podskokach (to znaczy ja skakałem, on nie) przez tereny watahy. Coś tam opowiadałem o mijanych miejscach, coś o drzewach i chyba zacząłem mówić coś o trawie, gdy niespodziewanie straciłem grunt pod łapami i nim się obejrzałem wylądowałem pod wodą. Wokół mnie pływały barwne rybki. Wyłoniłem głowę nad taflę jeziorka i spojrzałem na Korso stojącego kilka metrów wyżej na niewielkiej skarpie.
- Wskakuj! Woda jest fantastyczna! - krzyknąłem do niego
Przez chwilę wdawał się niepewny, ale wzruszył ramionami i zeskoczył z krawędzi. Wpadając do wody zrobił wielki plusk, ochlapując mnie przy okazji.
(Korso?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz