Po tym wszystkim napadli nas ludzie i nie miałam czasu szukać brata. Przez dziesięć lat w ogóle się do mnie nie odzywał. Może nie żyje? NIE! Nie uwierzę! Zawsze chciałam Bezimiennego zaprowadzić i powygłupiać się trochę z ludzi. Ale nie sądziłam, że zrobią coś... tak podłego. Nie lubiłam ich. A teraz musiałam się wśród nich ukrywać. Przechadzałam się wśród mieszkańców. W kieszeniach miałam petardy. Uśmiechnęłam się na myśl, że za chwilę podpalę most w parku. W pewnej chwili jakiś człowiek podszedł do mnie.
- Ej! - krzyknął
Rozpoznał mnie. SZLAG!
Uciekłam. Miałam dość tej "Ludzkości''
Czemu nie zostałam na olimpie? Nie wiem! Byłam głupia. Pierwsza myśl! Wrócić!
Ale po drodze kupiłam dużą pizzę pepperoni na wynos, dwa cheeseburgery, shake i chipsy.
Pomyślałam, że ktoś tam został.
Przedostanie się na olimp było ogromnym wyzwaniem. Druty kolczaste... i w ogóle. Obok mnie pojawił się duch. Wilka. Naskoczył na mnie. Chyba mnie nie poznał. Dopóki nie wyciągnęłam sztylet. Z fioletowym diamentem. Jako pamiątka trzymałam go w plecaku. Wilk natychmiast się cofną. A ja wiedziałam już kim on jest. Nie umiałam zmienić formy bez nadmiernego wyczerpania. Rzuciłam zaklęcie (jeszcze coś tam umiałam, sztylet służył mi jak różdżka) dzięki któremu zrozumiałam mowę wilka.
- Tyks? - odezwał się. Na początku myślałam że to duch mojego brata. Ale się myliłam.
Nie wytrzymałam i przytuliłam wilka. Wyglądał na zdziwionego. I nie dziwię się. Był marionetką. Cieszyłam się że udało mi się znaleźć dawnego znajomego, którym okazał się Bezimienny
(Bezimienny?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz