6 maja 2015

Od Airis do Bezimiennego

Dziś z samego rana poszłam na spacer. Przy okazji upolowałam sobie smacznego, młodego zajączka. Kiedy wracałam, robiłam wolne kroki, nie śpieszyło mi się nigdzie. Zatrzymałam się na chwilę przy małej kępce kwiatów. Zerwałam stokrotkę. Może to głupie, ale zaczęłam po kolei zrywać płatki mówiąc " Kocha, nie kocha… ". To było takie oczywiste o czym, a raczej o kim myślałam wypowiadając te słowa! Antilqus… ciekawe czy on się domyśla. Mam nadzieję, że nie. On nic nie wie i tak ma zostać. Jest taki cudowny awwww. Odstawiłam te moje niepotrzebne myśli i pozostałam czujna. Usłyszałam szelest liści. Obejrzałam się za siebie i zauważyłam, że kawałek dalej przechodził basior. Moje łapy same zaniosły mnie do niego.
- Assumi...? - zapytał.
- Jaka Assumi? - odparłam zdziwiona. - Nazywam się Airis.
- Aha... - basior westchnął z ulgą. "Dziwne" przeszło mi przez myśl.
- Wybacz dużo się ostatnio mówi o zmarłych wyprawowiczach. "Jakich wyprawowiczach?"Nic nie rozumiałam. Samiec cofnął się nieznacznie, a przestrzeń między nami zrobiła się swobodniejsza.
- Wyprawowiczach? - zagaiłam marszcząc brwi. - Jestem tu od niedawna i nie słyszałam o czymś takim. - dodałam.
- Nasza Alpha Mixi oraz kilku pomocników poszukiwało zaginionego kryształu - wyjaśnił mi.- Ostatecznie chyba okazało się to całkowitą podpuchą i ich poświęcenie poszło na marne.
- Właściwie nie przedstawiłeś się - zauważyłam.
- Nie ma takiej potrzeby. - powiedział lodowatym tonem. - Więc jak długo tu jesteś?- spytał.
  Wydaje mi się, że tak naprawdę wcale go to nie obchodziło tylko chciał obrać inny kierunek rozmowy. Nie chciał rozmawiać o sobie.
- Kilka dni. - odpowiedziałam krótko, ani to radośnie, ani smutno. Na razie w tej watasze jest mi nijak, prawie nikt mnie nie zna. Nie lubię tego całego poznawania się. Czuję się wtedy tak niezręcznie. I w sumie marnuję tylko czas, bo pewnie z ponad połową wilków z watahy zamienię tylko jedno słowo, a potem będziemy się zachowywać tak, jakbyśmy się nie znali.
- Zamyśliłaś się. - stwierdził.
- Tak. Przepraszam. - powiedziałam. Ale właściwie za co go przepraszam? Każdy ma prawo się zamyślić. On w sumie też od początku bujał w obłokach.
- Nie przepraszaj. - odpowiedział lekko zdziwiony.
- Nie ma jakoś o czym gadać. - przyznałam.
- Tak...- zgodził się ze mną.
- Wiesz, to może ja już pójdę. - odparłam. Zaczęłam powoli się oddalać, gdy nagle usłyszałam jego głos.

(Bezimienny?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz