5 maja 2015

Ostatni dzień karnawału, czyli zakończenie wyprawy

  Świat ponownie się zmienił. Szóstka wilków, będących w kasynie znalazła się nagle w tłumie ludzi na jakiejś ulicy. Był wieczór, choć blask latarni rozpraszał ciemność. Wszyscy naokoło wyprawowiczów mieli na sobie dziwaczne, barwne stroje i różnorakie maski. Grała głośna muzyka, mieszająca się z gwarem głosów i śmiechem ludzi.
- Co tu się u diabła wyprawia?! - krzyknął Akuma, w niegdyś różowym, a teraz ciemnoczerwonym, podartym garniturze, przedzierając się w kierunku Mixi.
- Nie mam pojęcia! - odwrzasnęła. - Shai musiała zdobyć kryształ!
- Sha...? - basior rozejrzał się. W tłumie zdołał dostrzec białe czupryny Arii i Korso, różowe włosy Narcyzy, a nawet brązowe Erny. Ale nigdzie nie mógł ujrzeć jej. - Co ta debilka znowu...?
  Ktoś pchnął go w plecy, wytrącając z równowagi. Obrócił się, by powiedzieć mu, co o nim sądzi, jednak słowa zamarły mu na ustach. Mężczyzna był jego wzrostu, a na twarzy miał maskę pandy. Był przy tym znacznie lepiej zbudowany niż Akuma. Bez słowa przykleił do chłopaka nalepkę z głową pandy i poszedł dalej. 
- Co to było...? - Akuma był nieco zdezorientowany.
- Człowiek panda. - Z tłumu wyłonił się Korso, trzymający Arię za rękę. - Co ciekawsze taka sama nalepka, jaką ci dał jest na tamtych drzwiach.
  To mówiąc wskazał budynek naprzeciwko.
- Tam jest ułamek kryształu. - Jakby potwierdziła Aria.
- Skąd wiesz? - Szarowłosa dziewczyna spojrzała na nią, marszcząc brwi.
  Aria zmieszała się. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie znajdywała odpowiednich słów na wyrażenie tego uczucie.
- Możemy pomówić o tym później? - zasugerowała Erna, stajac koło Mixi. - Myślę, że warto sprawdzić tamten dom.
  Wszyscy w milczeniu skinęli głowami i przeciskając się przez tłum ludzi w maskach ruszyli do drzwi. Akuma pierwszy dotarł na miejsce i oparł dłoń o twarde deski. Spojrzał pytająco na Mixi, a ta skinęła głową. Pchnął je.
  Pomieszczenie za nimi okazało się ciemne, jednak przez okna wpadało dość światła, by dało się  rozpoznać leżącą na posadzce dziewczynę. A była nią...
- Shailene! - Czarnowłosy od razu zapomniał o wszystkich środkach ostrożności. Podbiegł do leżącej i ukląkł przy niej. Była cała we krwi, zimna jak lód. W dłoni ściskała zakrwawiony kawałek kryształu. - Zawołajcie szybko Ernę! Ta kretynka znów coś sobie zrobiła!
- Przecież jestem koło ciebie, Aku! Spokojnie! - Dziewczyna już badała Shailene. - Nie oddycha - orzekła.
- To zrób coś... - W głosie czarnowłosego słychać było rozpacz.
- To się odsuń - warknęła Narcyza, przysiadając się do nieprzytomnej. - Pozwól teamowi medycznemu na działanie. Korso, Aria, chodźcie tu!
  Akuma wstał i cofnął się, podczas gdy zawołani podeszli do różowowłosej zabójczyni-medyczki. Erna zaczęła udzielać im instrukcji, jednak chłopak jej nie słuchał. Chyba wolał nie wiedzieć... podszedł do stojącej na uboczu Mixi. Ona też nie była w tym momencie w stanie nic zrobić.
- Rozejrzę się nieco po mieście - mruknął. - W tym chaosie trudno będzie cokolwiek znaleźć.
- Jeśli pójdziesz to prawdopodobnie się nie odnajdziemy. - Alpha zmarszczyła brwi. - Lepiej zostań. Zaraz powinni poskładać Shai do kupy. Wtedy spróbujemy to razem ogarnąć. 
- Długo im to zajmie. - Chłopak zaczął nerwowo bawić się palcami. Nie mógł ustać w miejscu. - W tym czasie mogę znaleźć nam jakieś maski, byśmy mniej rzucali się w oczy~
  Mixi obrzuciła go krytycznym spojrzeniem.
- Dobra. Tylko znajdź se też jakieś nowe ciuchy. 
  Basior obrócił się na pięcie i już go nie było. Szarowłosa podeszła do grupy medycznej. 
- I jak? - zapytała.
- Jej stan jest stabilny - wyjaśniła Erna. - Ale powinna odpoczywać. Nie wiem, czy nie będzie dobrze, jeśli ktoś z nas zostanie tutaj z nią.
  Zapadła cisza.
- Jeśli powiemy o tym Akumie to na pewno zgłosi się na ochotnika - zasugerowała delikatnie Erna.
- Ale chyba nie powinniśmy zostawiać go samego. - Wszyscy spojrzeli na milczącą dotychczas Arię. - On może w każdej chwili od nas odejść...
  W oczach dziewczyny było coś dziwnego, choć w tym momencie żadne z jej towarzyszy nie było w stanie stwierdzić, co to takiego. Wpatrywała się w ułamek kryształu, cały we krwi, za który Shailene zapłaciła tak wysoką cenę.
- To może...
- Nic mi nie będzie. - Leżąca dotychczas dziewczyna podniosła się na łokciu. - Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę. - Spróbowała się podnieść, ale jęknęła i opadła na posadzkę.
- Nie powinnaś się ruszać... - Erna próbowała ją powstrzymać, ale Shailene jeszcze bardziej zdecydowanie uniosła się do pozycji siedzącej.
- Na co się gapicie? - warknęła. - Pomóżcie mi.
  Korso podał jej rękę i pomógł stanąć. Chwycił ją pod jeden bok, Narcyza chwyciła pod drugi.
- Formacja bojowa "ściana" gotowa do ataku! - zakomunikowała kpiącym tonem.
- Można by wam znaleźć takie przebranie...
- Mam lepszy pomysł - powiedział smok, wchodzący do pokoju.
  Wszyscy, jak jeden mąż przygotowali się do ataku, jednak spod barwnych ozdób wyłoniła się czupryna Akumy. 
- Znalazłem to porzucone na ulicy. Ciekawe, dlaczego? - Wepchnął do środka resztę cielska smoka na niewielkiej platformie. - Shai będzie lodowym smokiem, a reszta eskortą duchów wody. Na szybko nie udało mi się skombinować nic lepszego.
- No chyba ty! - Poszkodowana wadera zrobiła groźną minę. - Nie wejdę t a m.
- Shai, ale to dla twojego bezpieczeństwa - zapewnił basior. - Chyba że wolisz jechać na smoku w ty.
  To mówiąc wyją strój niebieskiego klauna. Dziewczyna prychnęła.
- Zanieście mnie do mojej lektyki - rozkazała władczo, po czym władowała się do wnętrza smoka.
  Akuma rozdał reszcie maski w kolorystyce błękitno-niebiesko-morskiej. Członkowie wyprawy oglądali je nieufnie.
- A właściwi to komu je zabrałeś? - spytał Korso, patrząc na lepkie wnętrze przedmiotu.
- Jakimś ludziom. - Chłopak wzruszył ramionami i ściągnął z siebie różowy garnitur, po czym bezceremonialnie przetarł nim maskę i podał Korso.
  Tak oto cała drużyna zmieniła swoje wizerunki, mimo widocznej niechęci, i wyszła na ruchliwą ulicę. W tej sytuacji ruchoma platforma była jednocześnie pomocna, bo każdy wiedział gdzie szukać reszty w razie zgubienia drogi, jak i strasznie niepraktyczna - trudno był się przedzierać przez tłum.
- Pssst - szepnęła w pewnym momencie Shailene spod makiety do Mixi. - Macie właściwie pojęcie, gdzie macie szukać tego całego odłamka?
- Nie mamy zielonego pojęcia... - odszepnęła Alpha. - Ale myślę, że sam się w odpowiednim momencie pojawi.
- Coś się zbliża. - Akuma, nie wiadomo skąd, pojawił się przy dziewczynach. - Podświadomie czuję złe moce. To coś...
- Nie kończ. Chyba ich widzę. - Przerwała mu Mixi.
- Gdzie...?
- Maski kruków. Od jakiegoś czasu patrzą tylko na nas, debilu - zauważyła z przekąsem Shailene. - Powinniśmy zejść z widoku, a ty nam wybrałeś takie charakterystyczne wdzianka. Super no po prostu!
- Porzucamy pojazd i schodzimy w boczną uliczkę. Tą koło księgarni - zadecydował Akuma. - Przekażcie to reszcie.
  Chłopak puścił platformę i zmieszał się z tłumem. Po chwili to samo zrobiła Erna, Korso i Narcyza. Aria podeszła, by pomóc Mixi nieść Shailene. Alphie ponownie wydało się, że z jej oczami jest coś nie tak. 
- Dam sobie radę - warknęła Shai, wyrywając się białowłosej.
  Aria zrobiła smutną minę, ale skinęła głową i zniknęła w tłumie. Szarowłosa z poszkodowaną zaczęły przedzierać się przez rzekę ludzi. Po dotarciu do punktu zbioru Erna policzyła zgromadzonych.
- Siedem... - mruknęła, marszcząc brwi. - A powinno być osiem... gdzie Aria?
- Zaczekam tu na nią - zaoferował Aku. - Wy idźcie dalej.
- Aku, przestań zgrywać niezależnego. Pogubimy się! - zbeształa go Mixi. - Czekamy na nią i idziemy wszyscy razem!
- Idę jej szukać. - Basior zniknął w tłumie. Alpha westchnęła i powiodła wzrokiem po zgromadzonych. - Idziemy. - oznajmiła. - Ci debile powinni dać sobie radę we dwójkę. Jak znajdziemy kolejny fragment kryształu to i tak nas razem przeniesie. A tu jest niebezpiecznie tak stać.
- Ale sama mówiłaś, że idziemy wszyscy razem...! - zaprotestowała słabo Narcyza.
  Dalsze sprzeczki przerwał szmer piór i pojawienie się czarnego cienia o sylwetce rasowego dresa i postawie "Tomasz Problem". Jego czarny dziób wycelowany był dokładnie w zabójczynię. Lśniące białym światłem oczy przyprawiały o dreszcze.
- To może jednak... - szepnęła różowowłosa - sobie pójdziemy? - Zaczęła się powoli wycofywać.
- Wiesz co...? To chyba dobry pomysł... - przytaknęła Erna, robiąc to co ona.
  Całą grupa instynktownie czuła strach przed niezwykłym monstrum z czarnych piór. Stwór postąpił o krok do przodu. Nie potrzebowali dalszej motywacji. Obrócili się na pięcie i polecieli prosto przez wąska uliczkę. Skręcili kilka razy, po potem wypaść na ruchliwy plac. Starając się utrzymywać kontakt wzrokowy wtopili się w tłum. Czarny ptak skołowany dużą ilością ludzi przystanął na chwilę na skraju uliczki. Po chwili wyłonił się za nim drugi i kraknięciem przekazał mu jakąś informację. Oba ptaki skinęły sobie dziobami i zagłębiły się w rzekę postaci. 
  Mixi, kontrolując położenie Korsa, pomagała kuśtykać Shai przez tłum w kierunku ustawionej na środku placu, barwnej sceny. Miała nadzieję, że najciemniej pod latarnią i czarne ptaki nie zorientują się, że wybiorą to miejsce jako kryjówkę. Kilka razy zmuszona była zmieniać swoje położenie, zakręcać i kluczyć, gdyż w podejrzany sposób ptaków było coraz więcej. Wreszcie udało im się dotrzeć pod same podwyższenie. Wzdłuż niego podążyły do namiotu organizatorów i tam wślizgnęły się niezauważone przez nikogo.
- Teraz to już kompletny chaos - westchnęła szarowłosa. - Nie odnajdziemy się.
- Ja ja myślę, że wręcz przeciwnie! - Shailene uśmiechnęła się złośliwie. - Przecież oni zawsze wracają...!
- Cieszę się, że jesteś tak pozytywnie do tego nastawiona. - Mixi uśmiechnęła się lekko. - Ale samo nastawienie nie pomoże. Potrzebujemy planu. Dobrego planu.
- Po co ci znowu plan? Już chyba o tym rozmawialiśmy wcześniej... - dziewczyna zmarszczyła brwi. - Jakby nie patrzeć zawsze biegaliśmy bez celu i jakimś cudem znajdowaliśmy kryształ. To było takie... proste?
  Mixi poczuła, że słowa Shai coś jej uświadomiły. Biegali po miastach, a kryształ znajdował się praktycznie sam. Tylko biegali. Bardzo chaotycznie, choć wydawało im się, że planują swoje działania. Oni... tak na prawdę nie znaleźli żadnego ułamka. Dziewczyna czuła, że jest o krok od wykrycia jakiegoś wielkiego spisku.
- Mamy go - oznajmił nagle basior, pojawiający się w wejściu do namiotu. - Wiemy gdzie jest kryształ. 
- Ale jest pewien problem. - Zaraz za nim weszła Erna. - Na placu jest coraz więcej kruków. Musimy się stąd wynosić i jak najszybciej dostać kryształ.
- A gdzie jest?
- Na obelisku, na sąsiednim placu - odparł Korso.
- Skąd...? 
- Narcyza go znalazła i przybiegła do nas, by nam powiedzieć i byśmy was znaleźli. Nie ma czasu do stracenia. Idziemy.
  Czworo ludzi wymknęło się tyłem namiotu w barwny tłum. Tym razem znacznie trudniej było unikać czarnych postaci. Było ich na prawdę dużo. Na swojej drodze Mixi naliczyła ponad trzydziestu w ciągu kilku minut, potem straciła rachubę. Weszli w boczne uliczki, jednak, gdy doszli nimi do placu okazało się, że cały jest wypełniony krukami. Stali przez chwilę, nie wiedząc co robić.
- Psst! - Ktoś chwycił Ernę za kostkę, aż ta prawie krzyknęła. Na szczęście Shai zdążyła zatkać jej usta. To była Narcyza, wychylająca się ze studzienki kanalizacyjnej. - Tutaj! Szybko!
  Sprawnie, niczym komandosi, wyprawowicze wsunęli się do dziury i zeszli na dno ścieków.
- Znalazłam wiadomość od Akumy. - Od razu przeszła do rzeczy Narcyza. - Pisał, żebyśmy nie ufali Arii, że mamy zdobyć odłamek i uciekać, jak najdalej stąd. Prosił też, by Korso... zajął się jego herbatą i... dziękował za miło spędzony czas...
  Z oka dziewczyny potoczyła się łezka, jednak ta ją szybko otarła. Pozostali spojrzeli po sobie.
- Gdzie Aria? - spytał twardo Korso, zaciskając dłonie w pięści.
- Nie wiem...
  Jakby w odpowiedzi rozległ się chlupot z końca ścieku i dźwięk cichej piosenki. 

~Come little children, I'll take thee away
into a land of enchantment.
Come little children the time's come to play,
here in my garden of shadows.~

  Zbliżał się z każdą chwilą.
- Idziemy. - Zadecydowała Mixi. - Narcyzo, wiesz jak dotrzeć stąd do obelisku?
- Tak, ale...
- Prowadź. Szybko!
  Ruszyli biegiem, przez tunel. Piosenka zaczęła się oddalać, jakby osoba śpiewająca ją dokładnie wiedziała, że i tak zdoła dopaść swoją ofiarę.
- Pierwsza w prawo, trzecia w lewo - mruczał do siebie Sary Kwiat, zakręcając gwałtownie w jakąś mniejszą odnogę. - Teraz w górę!
  Stanęła na pierwszym stopniu drabinki. Z tego miejsca nie było na razie słychać śpiewu.
- Zgubiliśmy ją...? - spytała Ernia, dysząc.
- Wątpię - Mixi spojrzała szybko za siebie. - Skoro odnalazła nas tutaj... skoro ktoś ją faworyzuje...
- Kryształ jest na szczycie obelisku. Jak go szybko zdobyć, by nie wpaść w łapy kruków i uciec przed Arią? - powiedziała szybko Narcyza to, o czym wszyscy myśleli.
- Spontan. - Mixi wzruszyła ramionami. - Wychodzimy, Korso robi lodowe schody, chwytamy, uciekamy.
  Alpha również stanęła na szczebelku drabinki.
- A co jeśli to nie wypali? - Narcyza nie wyglądała na przekonaną.
- To wszyscy zginiemy i cała wyprawa na marne. - Shai przewróciła oczami. - Nie słyszycie?

~Rest now my children for soon we'll away
into the calm and the quite.~

- To się zbliża... - Shailene zrobiła upiory wyraz twarzy. Nikt już nie protestował. 
  Kolejno wszyscy wspięli się po drabinie i wydostali z kanałów na środek placu. Nim którykolwiek z kruków zdążył zareagować Korso stworzył drabinę z lodu. Erne, która była najbliżej jej zaczęła się wspinać. Pozostali utworzyli ciasny krąg wokół obelisku.
- Dobrze się z wami pracowało - powiedział Korso ponuro. - Cieszę się, że dołączyłem do watahy.
- Korso...!
  Kruki krążyły dookoła, strosząc pióra, sycząc. Nasi bohaterowie ściągnęli maski.
- Zatkajcie uszy - poprosiła Alpha, a pozostali wykonali jej prośbę.
  Krzyknęła na próbę, jednak dźwięk nie zrobił na stworach wrażenia. 
- Macie. - Shailene wcisnęła wszystkim po długim, lodowym mieczu. - Zrobimy im taką rzeźnię jak w kasynie!
  Pierwszy ptak skoczył do przodu. Narcyza uderzyła go w głowę płazem miecza, co zmusiło go do cofnięcia się. Dalej wszystko potoczyło się jak lawina. Kruk za krukiem próbował się zbliżyć. Nie miały broni, jednak ostre dzioby wyglądały nader niebezpiecznie. Członkowie wyprawy zostali rozdzieleni i powoli odciągani od obelisku. Tylko Korso dzielnie stawiał czoła napastnika, przy podstawie stworzonej przez siebie drabiny. U góry Erna, ledwo dając radę się utrzymać na lodowato zimnych szczeblach, parła niestrudzenie w górę. Była już niedaleko szczytu, gdy się poślizgnęła i na kilka strasznych chwil straciła równowagę. Nikt tego nie zauważył. Wszyscy byli zbyt zajęci własnymi walkami. Dziewczyna zacisnęła zęby i chwyciła się mocniej szczebli. "Dasz sobie radę! Jeszcze tylko trochę...!" Sięgnęła do ułamka, małego, nie większego od igły. Zmarznięte opuszki musnęły gładką taflę i... kamień zakołysał się. Zaczął spadać. Erna próbowała go jeszcze uchwycić drugą ręką, ale sama również, tym razem ostatecznie, straciła równowagę. 
  Spadała. Na jej szczęście, a może nieszczęście?, upadek zamortyzowały miękkie pióra ludzi-kruków.
  Niewielki ułamek potoczył się po chodniku kawałek dalej. Brązowowłosa chciał go uchwycić, jednak  była za daleko. Nie miała siły, by wstać. Palce całkiem jej zamarzły. Zgrzytnął metal, gdy studzienka kanalizacyjna otworzyła się i wychyliła się z niej białowłosa, brudna postać i wyciągnęła dłoń ku ostatniemu odłamkowi. Dopiero teraz Erna uświadomiła sobie, co tak na prawdę było nie tak z oczami Arii. Były lśniąco-złote.
- Nie!!!! - wrzasnęła, a echo poniosło jej krzyk po całym placu.
  Białowłosa chwyciła ułamek w dłoń i wychodząc ze studzienki uniosła pozostałe fragmenty. Na jej twarzy nie było widać żadnych uczuć, gdy przyłożyła niewielki ułamek do sterty pozostałych. Na chwilę zaiskrzyło i Engetsurill zyskał okrągły kształt. Był bezbarwny, jednak jaśniał jakimś dziwnym blaskiem.
  Niespodziewanie wszystkie kruki zamarły i obróciły się w kierunku Arii. Jeden po drugim obszerne kostiumy upadały na ziemię, a z nich wylatywały białe ptaki. Świat zawirował i sceneria się zmieniła.  Byli w lesie. Mrok, zbierający się wśród płaszczy zaczął przemieszczać się w stronę kamienia. Engetsurill je pochłaniał. Zbierał. Białowłosa nie odrywała wzroku od kryształu. Jej dłonie traciły wszelki kolor, a włosy zabarwiały kruczą czernią.
- Ario! - To był Korso, który właśnie ujrzał, postać białej towarzyszki wśród mroku. - Wyrzuć to!
  Dziewczyna podniosła twarz na ukochanego. W jej oczach szkliły się łzy. Czerwone łzy.
- Korso... ja... 
- Zabierzcie jej to! - Narcyza jak opętana rzuciła się na Arię, jednak mrok, nadal kłębiący się po placu jej to uniemożliwił. - Zróbcie coś!
  Jednak nim ktokolwiek zdążył cokolwiek jeszcze zrobić cień zniknął, a stojąca przy studzience dziewczyna, wśród porzuconych kostiumów wyglądała zupełnie inaczej niż uprzednio. Jej cera była chorobliwie blada, włosy całkiem czarne, zaś oczy... tej czerwieni nie zapomniał nikt, ktokolwiek widział ja choć raz w życiu.
- Ario... - wyszeptał Korso, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
  Dziewczyna nie odpowiedziała. Z jej oczu dalej płynęły łzy. Opuściła ręce, automatycznie sprawiając, że kryształ rozbił się w drobny mak.
- To moja wina... - szepnęła, spuszczając wzrok. - To wszystko moja wina.
- Ar...!
  Narcyza podeszła do Korso i położyła mu dłoń na ramieniu. Chłopak zamilkł.
- Czy ktoś mi wreszcie wytłumaczy o co tu chodzi?! - wrzasnęła Shailene, oparta o obelisk.
  Zapadła chwila ciszy. Przerwał ją dopiero głos Erny.
- Nie możesz jej znać. - Brązowowłosa gramoliła się z ziemi. Otrzepała spodnie z pyłu. - Odeszła, zanim ty się pojawiłaś. To... 
- To Argona, czyż nie? A może powinniśmy cię nazywać Aria? - spytała z przekąsem Narcyza, puszczając ramię Korso. - Bo przecież tak nam się przestawiłaś.
- Narcyzo, ja... - głos wadery był znacznie niższy niż przedtem, mimo to dało się w nim usłyszeć znajome tony.
- Nie mów do mnie! - wrzasnęła wadera. - Przez ciebie zginęło tyle wilków! Moich przyjaciół! Przez ciebie Mixi przechodziła depresję! Przez ciebie wszyscy się martwili o losy watahy! Zniszczyłaś nasze tereny! Zasiałaś obawę wśród członków! I co potem? Co? Powróciłaś sobie jako nic nie znacząca, mała, biedna wadera! Udawałaś przed wszystkimi niewiniątko, by potem wyciągnąć nas wszystkich na morderczą wyprawę i odzyskać dawną moc, a nas najlepiej wybić! Czy nie tak było?!
- Narcyzo... - Mixi spróbowała uspokoić przyjaciółkę. Sama miała mieszane uczucia. Wadera, która od tak dawna była tak blisko, którą uważała za półgłówka okazuje się... je siostrą, za którą tak bardzo tęskniła, ale której nie mogła wybaczyć niektórych decyzji.
- Nie przerywaj mi! To cholerny Zdrajca! Powinna smażyć się w Tartarze!
- Masz rację... - przyznała smętnie dziewczyna, unosząc głowę na Narcyzę. - Masz szczerą rację. Powinniście wracać do domów. Ja... oddam się pod osąd olimpijczyków i odbędę wymierzoną przez nich karę. 
- Ale Ario...! To znaczy Argono! Czy to na prawdę ważne?! - Korso wystąpił przed szereg i zwrócił się do starych członków watahy. - To prawda, że była zła! Że zabijała! Zniszczyła watahę i wgole... Ale nie robiła tego w złej wierze! Była zagubiona, zrozpaczona, nie wiedziała w którą stronę się udać! Teraz tego żałuje, a czy każdy nie powinien uzyskać przebaczenia...?
- Doceniamy twoje zaangażowanie, Korso. - Za plecami Argony zmaterializował się wysoki, ponury, ale przystojny mężczyzna. - Jednak bogowie już zadecydowali. Spojrzeli w serca twoich towarzyszek, w ich przeszłość i uznali, że taka wina nie może przejść bez kary. Szczególnie, że mówimy tutaj o Alphie, nie zaś zwykłym wilku. 
- Tantosie... - zaczęła Mixi niepewnie. - Myślę, że sami możemy...
- Wolą Zeusa jest, by obecna tu Argona stanęła przed sądem - uciął bóg. - Idziemy.
  Czarnowłosa skinęła smętnie głową temu, który tak twardo trzymał jej stronę i szepnęła, niemal niedosłyszalnie: "dziękuję za wszystko". Bóg chwycił ją za rękę i razem zniknęli.

6 komentarzy:

  1. Bardzo miło było wziąć udział w wyprawie. Event ten był wyjątkowo klimatyczny i, mówiąc szczerze, nie spodziewałem się, że wyjdzie tak dobrze. Świetnie się z Wami pisało ;)
    ~Korso

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma jak śpiewać z tekstem "Come little childern" XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli Aria to tak na prawdę Argo? Czyli Korso zakochał się w Argonie a nie w Arii... LOL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Korso zakochał się w Arii, nie w Argonie. Argone spotkał raz w przeszłości (dłuższa historia), ale nic do niej nie czuł.

      Usuń
    2. I jak ma sie teraz czuc biedny Korso :c?

      Usuń