4 maja 2015

Od Shai- Wyprawa

- Anioły? – zapytała Erna z miną, jakby zobaczyła Akumę w różowej sukience tańczącego ‘’Jezioro Łabędzi”. Zaśmiałam się cicho i podniosłam głowę. 
- Co to za tani szajs? – mruknęłam do siebie patrząc na nadlatujące białe kształty. Z trudem podniosłam się na nogi, krzywiąc się, gdy poczułam ból w lewej ręce. Zaklęłam cicho widząc czarne linie na mojej skórze, tworzące coś w stylu błyskawicy. Szybko ściągnęłam w dół rękaw brudnego swetra i ruszyłam w stronę aniołów które powoli sunęły w naszą stronę. Kiedy były w odległości metra z czystej ciekawości wyciągnęłam rękę, złapałam jednego za nogę i pociągnęłam w dół. Oczywiście po to, by sprawdzić czy naprawdę potrafi latać. Mężczyzna, który jednak nie umiał latać, wydał z siebie żałosny jęk i z głośnym ‘bam’ spadł na trawę przy okazji łamiąc zapewne sztuczne skrzydło i zrywając przezroczystą linę na której wisiał. Reszta grupy otoczyła przebierańca ignorując krzyki drugiego faceta, który usiłował uwolnić się z żelaznego uścisku Aku. Mixi nachyliła się nad fałszywym aniołem i dźgnęła go palcem w czoło. 
- Kim jesteś? – zapytała z uniesionymi brwiami. 
- Jednorożcem. – odpowiedział krzywo się uśmiechając. 
  Kątem oka dostrzegłam, jak Erna zatyka ręką usta Arii powstrzymując jej radosne okrzyki. No tak, jednorożce. Mixi zastanowiła się przez chwilę i zapytała ‘’anioła” o kawałek kryształu. Ten spojrzał na nią rozbawiony, a potem przyjrzał się naszym brudnym i potarganym ubraniom. 
- Na Hill Street jest znany jubiler, w takim białym budynku. – powiedział po chwili namysłu. – Ale wątpię, że będzie was stać na najtańszą parę kolczyków. – dodał ze złośliwym uśmiechem. Aku spojrzał na niego ze złością i wyciągnął nóż, który przyłożył mu do gardła. 
- Uważaj, żebyś ty nie musiał płacić za coś o wiele droższego niż kolczyki! – warknął czarnowłosy chłopak przez zaciśnięte zęby i puścił wystraszonego mężczyznę. Zamachnął się i uderzył go pięścią w szyję, a ten padł nieprzytomny na trawę. Korso zrobił to samo z drugim facetem i rzucił jego ciało w krzaki znajdujące się obok. 
- To co teraz robimy? – zapytała Erna.
- Może dowiemy się co to za miasto…? – zaproponowałam wskazując palcem na odległe zabudowania. Na tle błękitnego nieba wznosiły się wysokie wieżowce. Nagle z korony wielkiego drzewa zerwało się do lotu stado ptaków. 
- Dobry pomysł. – powiedziała Mixi zerkając na szybujące nad nami ptaki i ruszyła w stronę miasta. Po przejściu kilkudziesięciu metrów o czymś sobie przypomniałam i ruszyłam pędem w stronę porzuconych ciał krzycząc do reszty, że mają na mnie poczekać. Kiedy dobiegłam na miejsce jeden z ‘’aniołów’’ powoli się wybudzał. Bez większego zastanowienia rąbnęłam go w głowę i poczekałam, aż znowu straci przytomność. Z niemałym obrzydzeniem odwróciłam go na plecy i rozdarłam białą szatę, którą na sobie miał. Odchyliłam materiał szukając jakiejkolwiek kieszeni. Mężczyzna miał zawieszone w pasie coś w stylu małej torby. Odpięłam zamek największej kieszeni i wyciągnęłam z niego portfel zrobiony z czarnej skóry, pewnie zwierzęcej. Kopnęłam ‘’anioła’’ w brzuch i ruszyłam w stronę z której przybiegłam. Stwierdziłam, że nie będę przeszukiwała drugiego faceta, bo polecą jelita, a pieniądze z jednego portfela jak na razie wystarczą. Nie wiem co za idiota trzyma kilkaset dolarów w portfelu, który każdy może zawędzić. Tak jak ja. Z tryumfalnym uśmiechem wpadłam na Akumę i pomachałam mu zdobyczami przed nosem. 
- To co, idziemy na pizzę? – zapytałam z szerokim uśmiechem. Niestety miny towarzyszy nie były tak radosne jak moja, więc uśmiech zniknął z mojej twarzy. 
  Korso pokręcił głową niezadowolony i ruszył przed siebie. Wszyscy ruszyli za nim, a ja stałam w miejscu. Kiedy grupa oddaliła się o jakieś dziesięć metrów, powolnym krokiem ruszyłam za nimi. Przypominając sobie portfelu postanowiłam go wyrzucić, a pieniądze wsadzić do kieszeni. Do miasta dotarliśmy po około godzinie marszu. Krajobraz zmienił się diametralnie. Zamiast trawy i kwiatów był beton i kamienne płyty na chodnikach. Wysokie drzewa zastąpiły palmy i wysokie domy lub wieżowce. Ludzie trzymali w rękach kubki z kawą, telefony, torby z zakupami lub torby z miniaturowymi psami. Tabliczka przy głównej ulicy głosiła „WITAMY W LOS ANGELES, MIEŚCIE ANIOŁÓW”. Zaśmiałam się cicho przypominając sobie owe ‘’anioły’’. Mijaliśmy wiele restauracji i sklepów. Przy każdej Aria pytała, czy pójdziemy na pizzę, ale za każdym razem ktoś kręcił głową. Dopiero przy pubie „Krwawy Księżyc” wspólnie stwierdziliśmy, że to tutaj zatrzymamy się na posiłek. Wchodząc do środka poczuliśmy zapachy orientalnych przypraw i soku malinowego. Narcyza znalazła stolik w zacienionym kącie lokalu i z uśmiechem opadliśmy na miękkie fotele. Zaczęłam się rozglądać po wnętrzu lokalu. Z sufitu zwisały różnokolorowe łapacze snów, na ścianach wisiały obrazy z wilkami, które najczęściej wyły do księżyca, jakby o coś prosząc. Jeden z obrazów szczególnie mnie zainteresował. Przedstawiał czarnego wilka o czerwonych oczach. Wisiał nad stolikiem przy którym samotnie siedział jakiś pan z kapeluszem zasłaniającym połowę twarzy. Postanowiłam podejść bliżej i przyjrzeć się obrazowi. Z bliska zauważyłam, że skała na której stał wilk jest łudząco podobna do skały alphy, na której prawie rok wcześniej po raz pierwszy spotkałam Mixi. Na tle mrocznego nieba dostrzegłam zarys wulkanu Hefajstosa. Przyjrzałam się wilkowi. Wyglądał, a raczej wyglądała jak dawna alpha, Argona. Nigdy jej nie widziałam, ale z opowieści wynikało, że wyglądała jak wilk na obrazie. Już miałam odchodzić do stolika gdzie siedziała reszta grupy, ale mężczyzna obok nagle się poruszył i złapał mnie za rękę. Nie byłam przygotowana na ten niespodziewany ruch więc opadłam na kanapę obok niego. Chyba wyczuł, że zaraz zacznę wrzeszczeć bo ściągnął kapelusz. Wyglądał jak… mój ojciec. Zmarszczyłam brwi i wyrwałam się z mocnego uścisku. 
- Tata? – zapytałam świdrując go wzrokiem. 
- Tak, Shailene. To ja. – powiedział uśmiechając się przyjaźnie. 
- Czego chcesz? – warknęłam. Już prawie zapomniałam o tym, że pomógł mi w podziemiach we Francji. Zamknął oczy jakby zrobiło mu się słabo, a gdy ponownie je otworzył były bardziej białe niż niebieskie. 
- Nie zostało mi wiele czasu. – zaczął i chwycił mnie za ręce. – Teraz nie mogę Ci pomóc tak, jak ostatnio. Ale patrz dalej Shailene, wykorzystaj trzecie oko. Musisz… - nie dokończył, bo ręce zaczęły mu się trząść jakby miał padaczkę. Wstał gwałtownie, przewracając solniczkę i ruszył w stronę wyjścia. Wstałam żeby pobiec za nim, ale zatrzymała mnie czyjaś ręka. 
- Co ty odwalasz? – warknął Akuma. – Dosiadasz się do jakiegoś obcego kolesia? Jesteś normalna?! Mógł Cię porwać, albo zabić… Spojrzałam na niego zaskoczona. Przecież nie było mnie ledwo kilka minut. Zdałam sobie sprawę, że nadal mnie trzyma więc wbiłam paznokcie w jego rękę. Syknął przez zaciśnięte zęby i puścił moją rękę.
- Idiota! – mruknęłam i ruszyłam do stolika w kącie lokalu. Usiadłam obok Mixi przeklinając w duchu Akumę. Szarowłosa dziewczyna spojrzała na mnie z pytaniem w oczach, ale pokręciłam tylko głową i spojrzałam na najbliższy łapacz snów. Po kilku minutach podeszła do nas pani z menu w ręce. Stara japonka, długie, czarne włosy miała spięte w kok, na jej nosie trzymały się kwieciste okulary, a w uszach miała kolczyki z pawimi piórami. Omiotła nas uważnym spojrzeniem i monotonnym głosem zaczęła proponować różne potrawy takie jak „Kurczak w sosie z pieczarek” albo „Makaron w sosie z małży”. Wolałam nawet nie pytać co to małża, więc zasłoniłam twarz włosami i próbowałam nie zwracać uwagi na to, co mówi kobieta. Kątem oka dostrzegłam, że kiedy japonka spojrzała na Korso wypuściła kartki z ręki. Podeszła do niego szybkim krokiem i złapała go za ręce. Zaczęła coś mówić w niezrozumiałym języku i puściła jego ręce, żeby sięgnąć po jakiś kamyk który miała w kieszeni. 
- Ty… ty jesteś wybrany! – powiedziała dramatycznym szeptem. 
- Przepraszam, ale nie rozumiem o co chodzi… - powiedział lekko wystraszony Korso. 
- Jesteś wybrany! Musisz odnaleźć diamentową komnatę i czarnowarkocznego sensei. A teraz idź! – krzyknęła i chwyciła chłopaka za rękę. Ruszyła w stronę drzwi nadal trzymając wystraszonego chłopaka za rękę. Odwrócił się mówiąc bezgłośnie „Ratunku” i już go nie było. Po chwili kobieta wróciła z uśmiechem. 
- Więc co podać? – zapytała. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Coś uderzyło o okno i okazało się, że to Korso wali pięściami w szybę. 
- Eee… trzy pizze. Duże. – powiedziała Mixi i zaciągnęła zasłonę. Po około godzinie wszyscy wyszli na zewnątrz, lecz ja zostałam żeby zapłacić. Stanęłam przy ladzie i czekałam, aż ktoś podejdzie. Wpatrując się bez sensu w cokolwiek dostrzegłam otwarte drzwi kuchni. W głębi pomieszczenia dostrzegłam ubraną na czarno dziewczynę z kataną w ręce. Rozmawiała z kimś zaciskając wolną dłoń w pięść. Wrzasnęła coś w obcym języku i wbiła katanę w arbuza leżącego na stole obok niej. 
- Biedny arbuz… - mruknęłam pod nosem. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała w moją stronę. Nawet z tak dużej odległości dostrzegłam, jak powiększają jej się źrenice a potem wracają do dawnego rozmiaru. Miała oczy takie jak ten wilk z obrazu. Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo ruszyła w moją stronę. Wyciągnęłam szybko kilka banknotów z kieszeni, położyłam je na blacie i wybiegłam na zewnątrz. Przed drzwiami medytował Korso otoczony przez resztę grupy. Aria dźgnęła go palcem w czoło i jakby wyrwał się z transu. Rozejrzał się dookoła, zerwał się na nogi, złapał białowłosą dziewczynę za rękę i pognał ulicą. Nie czekając długo wszyscy ruszyliśmy za nimi przepychając się między niezadowolonymi przechodniami. Przebiegliśmy kilka ulic i ledwo łapałam powietrze. Już miałam się zatrzymać i usiąść na najbliższej ławce, ale zauważyłam biały budynek ze szklanymi drzwiami, nad którymi wisiał wielki szkielet diamentu. 
- Ej! Czekajcie! – wrzasnęłam i zaczęłam machać rękami. Na szczęście usłyszeli mnie i się zatrzymali. – Tutaj jest ten jubiler! – krzyknęłam. Aku podszedł do mnie jako pierwszy. 
- Gdzie? – zapytał unosząc brwi. 
- Tam. – wskazałam palcem na biały budynek. Chłopak pokiwał głową w zamyśleniu. – Więc musimy tam iść. Staliśmy kilka minut przed drzwiami zastanawiając się co mamy zrobić. Aria ściskała w rękach odłamki kryształu jakby myślała, że to jej pomoże wpaść na jakiś genialny pomysł. Ku naszemu zdziwieniu odpowiedź przyszła sama i miała na sobie trochę za długie spodnie, koszulę w kratkę, okulary i czarne włosy zaplecione w warkocz. 
- Witajcie drogie dzieci, nazywam się Kashari i jestem sensei który ma wam pomóc. – powiedział chłopak. Spojrzeliśmy na niego jak na ostatniego idiotę. 
- Aha… ok. Więc pomożesz nam w znalezieniu kryształu? – zapytał Korso. 
- A owszem, bracie. Musicie znaleźć pieniądze, potem ubrać się jak normalni ludzie i iść do kasyna. Tam znajdziecie kryształ.
- spojrzał na nas tak, jakby głęboko wątpił, że damy radę. 
- A teraz wybaczcie, mam event w haremie. – odpowiedział i ruszył w przeciwną stronę. Zatrzymał się i ostatni raz spojrzał w naszą stronę.
- Wszystkie chwyty dozwolone! – krzyknął i jakby rozpłynął się w powietrzu. Jeszcze kilka minut gapiliśmy się w miejsce, gdzie zniknął Kashari. Pokręciłam głową i popchnęłam drzwi jubilera. 
- Ej, co robisz? – zapytała Mixi wchodząc za mną do sklepu. 
- Ogarniam kasę. – powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu pełnym naszyjników z kryształami, bursztynowych kolczyków i innych drogich błyskotek. - O nie… kamery. – mruknęłam pod nosem. Spojrzałam na sprzedawcę ubranego w biały garnitur. Sprawdzał coś na komputerze, więc postanowiłam wykorzystać okazję. Czas przeprowadzić eksperyment. Zacisnęłam ręce w pięści i poczułam chłód rozchodzący się w moich żyłach. Zamknęłam oczy i skupiłam się na zamrożeniu całego pomieszczenia… łącznie z ludźmi. Czułam, jak podłoga pode mną powoli zamarza. Usłyszałam cichy pisk mężczyzny za ladą. Otworzyłam jedno oko i pisnęłam radośnie. 
- Udało się! – krzyknęłam i ruszyłam w stronę kasy. Mixi zrobiła to samo. Szarpnęłam za szufladkę która zadziwiająco lekko się otworzyła. Na podłogę wysypały się pieniądze. 
- Jakoś łatwo poszło… - mruknęła Mixi zbierając banknoty. 
  Pokiwałam głową. Kilka minut później wyszłyśmy przed sklep z kieszeniami pełnymi pieniędzy. Korso i Aku omawiający plan działania rozdziawili usta, ale na szczęście o nic nie pytali. 
- Dobra, mamy pieniądze. Teraz musimy dostać się do kasyna. – powiedziała Erna. 
- Ano, ale najpierw musimy ogarnąć jakieś ubrania. – dodała Narcyza. Pokiwaliśmy zgodnie głowami. 
- Może chodźmy zobaczyć jak ludzie ubierają się do kasyna a potem pójdziemy na zakupy? – zaproponowała Mixi i znów pokiwaliśmy głowami. 
Ustaliliśmy, że musimy kupić stroje eleganckie i najlepiej z błyszczącymi dodatkami. Akuma nie był tym zachwycony, ale stwierdził, że dla dobra wyprawy może się poświęcić. Podzieliliśmy się pieniędzmi po równo i ruszyliśmy na zakupy ustalając, że za dwie godziny spotykamy się pod kasynem. Podzieliliśmy się na trzy grupy. Razem z Mixi i Arią ruszyłyśmy do jakiegoś dużego centrum handlowego. Gdy Aria zauważyła na wystawie jakiegoś sklepu różową sukienkę z błyszczącą kokardą pobiegła do wieszaka na której wisiały sukienki w najróżniejszych rozmiarach. Zaczęła przekładać wieszaki aż znalazła sukienkę, która jej zdaniem idealnie na nią pasowała. Potem znalazła srebrny naszyjnik i kolczyki oraz białe baleriny. Reszta zakupów minęła na bieganiu za Arią, która pokazała nam jakieś sto sukienek, a ja i Mixi wyszłyśmy na najbardziej wybredne dziewczyny na całym świecie, jak to Aria ujęła. 
- Mixi! Patrz, ta sukienka idealnie by na Ciebie pasowała! – pisnęła Aria pokazując nam białą sukienkę w czarne grochy. Mixi pokręciła głową i odwiesiła sukienkę na wieszak. 
- Jest zbyt dziewczęca. Obleśna. – mruknęła szarowłosa dziewczyna. 
- Wszystkie sukienki są dziewczęce! – powiedziała wściekła Aria. – I sama jesteś obleśna! – dodała tupiąc nogą. 
- Ja jestem obleśna?! To ty kupiłaś jakieś różowe paskudztwo! – warknęła alpha. Byłam bliska powieszenia ich za włosy na suficie. Podniosłam głowę, żeby sprawdzić, czy na suficie nie ma przypadkiem haków, ale zauważyłam coś innego. Dwóch wysokich facetów w czarnych garniturach, okularach przeciwsłonecznych i z pistoletami w kaburach przy pasie. Jeden kłócił się ze sprzedawczynią, a drugi gapił się na mnie. Zmarszczył brwi i szarpnął drugiego za rękę. Wskazał palcem w naszą stronę. Wstałam i chwyciłam dziewczyny za ręce. - Kate, Amy, tutaj nie ma niczego wartego naszej uwagi. Chodźcie! – powiedziałam odrobinę za głośno i pociągnęłam dziewczyny do drzwi.
Kiedy byłyśmy już na korytarzu galerii handlowej spojrzałam w stronę dwóch facetów. Teraz obaj kłócili się ze sprzedawczynią. Odetchnęłam z ulgą, ale wiedziałam, że nas szukają. 
- Co się stało? – zapytała Mixi kiedy dotarłyśmy do ruchomych schodów. 
- Musimy kupić te przeklęte sukienki i iść pod kasyno. Ktoś nas szuka. – powiedziałam oglądając się, chyba po raz dwudziesty, za siebie. 
Weszłyśmy do mrocznego sklepu w którym słychać było muzykę, chyba rock? Tym razem to ja zaczęłam przeglądać wieszaki. Wcisnęłam Mixi do ręki czarną, koronkową sukienkę.
- Może być? – zapytałam rozglądając się za butami. 
- Taaak… - powiedziała i ruszyła w stronę przymierzalni. - Ario, mogłabyś znaleźć jakieś buty? – zapytałam. Dziewczyna pokiwała głową i z uśmiechem ruszyła do półki z butami. Godzinę później stałyśmy już przed kasynem w nowych sukienkach. Aria w różowej, Mixi w czarnej, a ja w niebieskiej. Trzęsłam się ze złości, kiedy jakaś grupa chłopaków zaczęła gwizdać na nasz widok. Czekając na resztę, Aria zjadła trzy gałki lodów, kawałek ciasta i coś co nazywane było ‘hot-dogiem’. Równo o 21 zobaczyłyśmy Narcyzę i Ernę w szarych sukienkach, Korso, który paradował jak król w czerwonym garniturze. Narcyza pomachała nam i ruszyła w stronę Mixi. 
- Zmusił mnie do tego. – mruknął Akuma który magicznym sposobem pojawił się obok mnie. Spojrzałam na niego cofając się o krok. Miał na sobie różowy garnitur. Już miałam powiedzieć coś złośliwego, ale przeszkodził mi głos Mixi.
- Dobra, musimy tam wejść i się rozdzielić. Ja pójdę z Erną i Narcyzą, Korso pójdzie z Arią, a Aku z Shai. Wszystkim pasuje? – zapytała, a przez grupę przebiegł tylko niezrozumiały pomruk…
- A co zrobimy, jeśli ktoś znajdzie kryształ? – zapytała Narcyza okręcając kosmyk włosów wokół palca. Dopiero teraz zauważyłam, że ma pomalowane paznokcie, makijaż i szpilki. I gapi się na Aku jak na kubek herbaty. Prychnęłam cicho patrząc na moje czarne, stare trampki. Aria próbowała mnie przekonać do czerwonych butów na obcasach, potem do czarnych baletek a potem z desperacją w głosie zaproponowała nowe trampki, ale odmówiłam. „Nie mam zaufania do nowych butów…” powiedziałam próbując ją udobruchać, lecz tylko fuknęła w odpowiedzi. Narcyza rzuciła mi gniewne spojrzenia i wróciła do gapienia się na czarnowłosego chłopaka.
- Tego nie przemyślałam…- zaczęła Mixi. – Wydaje mi się, że przeniesie nas wszystkich niezależnie od tego, czy będziemy blisko kryształów. Wystarczy, że jedna osoba złapie odłamek.
Pokiwaliśmy głowami. Mieliśmy wchodzić do środka w kilkuminutowych odstępach, żeby nie wyglądać podejrzanie. Pierwsi weszli Korso i Aria, pięć minut później Mixi, Erna i Narcyza.  Siedząc z Aku przed kasynem naszły mnie wątpliwości, czy w ogóle mamy tam wchodzić. Budynek był ogromny, a do środka wchodziło mnóstwo ludzi.
- A co jeśli nie znajdziemy kryształu? – zapytałam skręcając w palcach materiał sukienki.
- Na pewno znajdziemy. – powiedział i podniósł się z ławki. – Chodź, musimy już iść.
Ruszyliśmy w stronę wielkich, szklanych, obrotowych drzwi.
- Wyglądasz w tym garniturze jak poniacz. Dokleję ci róg i będzie jednorożec. – powiedziałam i zaczęłam się śmiać. Chłopak pchnął drzwi po czym złapał mnie za ramię.
- Udawaj, że jesteś normalna. – syknął przez zaciśnięte zęby. Spojrzałam na niego ze złością i uderzyłam go łokciem w brzuch.
- Udawaj, że cię nie boli. – mruknęłam.
Weszliśmy do długiego holu z grafitowymi kolumnami. Na podłodze leżał czerwony dywan. Z sufitu zwisały obraz z mężczyznami w garniturach i z kobietami w pięknych sukniach. Przed nami stało coś co chyba było marmurowym biurkiem, za którym pojawiła się blondynka ubrana w białą koszulę i szarą spódnicę.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała trzepocząc rzęsami.
- No… Chcielibyśmy wejść do kasyna…? – powiedział niepewnie Akuma. Dziewczyna z za lady wyjęła plik papierów i zaczęła przekładać kartki.
- Jest pan pełnoletni? – zapytała.
- Tak. – odpowiedział chłopak.
- Przyszedł pan z osobą towarzyszącą?
- Tak… - powiedział zerkając na mnie. Blondynka nachyliła się do Aku.

- Jesteście parą? – zapytała uśmiechając się złośliwie. Prychnęłam cicho.
- Szminka Ci się rozmazała. – mruknęłam, a dziewczyna szerzej otworzyła oczy. Szybko wyciągnęła z kieszeni lusterko i zaczęła poprawiać makijaż.
- Idziemy. – szepnęłam i ruszyłam w stronę kolejnych drzwi.
Chociaż w głównym holu i w recepcji było jasno, to za drzwiami wejściowymi do tej właściwej części kasyna było ciemno. Po obu stronach drzwi stali faceci z ochrony w czarnych garniturach. Wyglądali jak tamci mężczyźni ze sklepu. Dopiero teraz mogłam przyjrzeć się im z bliska. Mieli krótko ścięte włosy i przyczepione do garniturów znaczki, które przedstawiały jelenia w klatce.
W mojej głowie pojawiło się jakieś mętne wspomnienie. Postanowiłam je zignorować i spuściłam głowę starając się nie patrzeć na ochroniarzy.
Weszliśmy z Aku do wielkiej Sali wypełnionej ludźmi w eleganckich strojach. Większość z nich trzymała w dłoniach szklanki z jakimiś musującymi napojami. Po chwili podszedł do nas kelner z owymi szklankami. Czarnowłosy chłopak zabrał z tacy dwa kieliszki i jeden podał mi. Rzuciłam nieufne spojrzenie w stronę kelnera.
- Co to jest? – zapytałam.
- Dom Perignam z 1996. – odpowiedział z dumą. Spojrzał na mnie kątem oka i widząc, że nic mi to nie mówi, dodał – jeden z najlepszych szampanów. Pokiwałam głową udając, że wiem o co chodzi.
  Poczekałam aż mężczyzna się oddali i spojrzałam na mojego towarzysza. Akuma opróżnił swój kieliszek prawie w całości
- Nie pijesz tego? – zapytał widząc, że nie wypiłam nawet łyku szampana. W odpowiedzi pokręciłam głową. Chłopak odłożył swój kieliszek i zabrał się za opróżnianie mojego.
- Jak będziesz się po pijaku kleił do obcych dziewczyn i dostaniesz w przestrzeń twarzową, to nawet nie myśl, że Ci pomogę, poniaczu.- powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu. Wielka sala była oświetlona tysiącami małych kolorowych światełek. Wyglądały jak gwiazdy na bezchmurnym niebie. Przypomniał mi się obraz z knajpy na której spotkałam ojca. Moje rozmyślania przerwała muzyka dobiegająca z drzwi na drugim końcu sali.
- Czy to jest…
- Pieść kościelna. – dokończył za mnie Aku, po czym ruszył w tamtą stronę umiejętnie wymijając tańczące pary i rozmawiające grupy ludzi.
Kiedy przekroczyliśmy próg sali o kilka metrów mniejszej niż ta poprzednia myślałam, że mam zwidy. Przede mną stał Korso w białym krawacie i trzymał za rękę Arię, która miała na głowie biały welon. Dookoła stali ludzi z serwetkami w rękach.
- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć węzłem małżeńskim tych dwoje młodych ludzi. – powiedział mężczyzna w czapce bobra, a ludzie wydali z siebie westchnienia.
- Co tu się do *marchewki* dzieje? – mruknął do siebie Aku i ruszył w stronę „ołtarza”.
Chciałam iść za nim, ale czyjeś ręce złapały mnie w pasie i wyciągnęły z pomieszczenia. Próbowałam krzyczeć, ale napastnik zakrył mi usta dłonią. Czuć było od niego pot zmieszany z dymem papierosowym.
Kiedy próbowałam się wyszarpać uścisk tylko się wzmocnił. Chyba po raz pierwszy żałowałam, ze nie posłuchałam Arii. W tym momencie przydałyby się szpilki. Nagle w mojej głowie zaświtał pomysł. Wzięłam kilka głębokich oddechów, chociaż łatwe to nie było, i poczułam jak moje ciało traci ciepło. Moje stare trampki powoli zaczęły zamarzać. Kiedy przestałam słyszeć muzykę stwierdziłam, że nie ma na co czekać. Wykręciłam się najbardziej jak mogłam i kopnęłam mężczyznę w kolano. Natychmiast mnie puścił, wiec skoczyła do tyłu. W słabym świetle nie było prawie nic widać, ale dostrzegłam niebieskie włosy faceta. A właściwie chłopaka. Prawdopodobnie był w moim wieku. Podeszłam trochę bliżej i dostrzegła kolor jego oczu. Były prawie takie same jak moje.
- Przecież ja nic nie piłam… - szepnęłam cicho i ruszyłam pędem w stronę najbliższych drzwi.
Otworzyłam je kopniakiem i wbiegłam na klatkę schodową. Przygasające co chwila lampy rzucały słabe promienie światła na betonowe schody. Ruszyłam do góry zostawiając za sobą mokre odciski butów. W połowie drogi usłyszałam trzask drzwi i kroki odbijające się echem na klatce schodowej. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam korytarz znajdujący się piętro wyżej. W korytarzu znajdował się szereg drzwi.
Zaczęłam szarpać wszystkie klamki, ale żadne drzwi nie chciały ustąpić. Dopiero te na końcu korytarz okazały się być otwarte. Z ulgą weszłam do pomieszczenia.
Zamknęłam oczy i oparłam się plecami o drzwi. Wzięłam kilka uspokajających oddechów i odeszłam od nich. Niespodziewanie usłyszałam jakieś dziwne pikanie i trzaski. Z przerażeniem otworzyłam oczy spodziewając się, że znowu ktoś mnie zaatakuje, ale tym razem chyba byłam bezpieczna. W pomieszczeniu nie było żadnego światła, poza delikatnym blaskiem w kącie. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności i dostrzegłam kilkanaście automatów do gier. Z jedynego działającego urządzenia popłynęła japońska melodia.
- Z górskimi pandami nic nie wygra. Nawet Hiszpańska Inkwizycja. – usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na postać, która wyciągnęłam w moją stronę dłoń. Cofnęłam się o krok i nagle zapaliło się światło. Przede mną stał wysoki mężczyzna w pando-czapce, spod której wystawały brązowe loczki. Miał na sobie różowe spodnie, koszulę w choinki i jasno-różowe skarpetki.
- Bo widzisz drogie dziecko, w pandach jest potęga. – powiedział i podszedł do stolika na środku pokoju, na którym stał czajnik, dwie filiżanki i metalowe pudełko.
- Od małego dorośli wmawiają nam, że pandy jedzą bambusy. Ale bambusy służą im jako rurki do picie herbaty. A herbata to taki dar od bogów. Kto pije herbate z uczuciem, dostaje dary od bogów. – powiedział i wsypał po dwie łyżki jakichś ziół do każdej filiżanki, potem zalał to wodą i zamieszał. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale przeszkodził mu soundtrack z Jelly Jumpa. Moment… skąd ja wiedziałam, co to jest?
- Jaki masz rekord? – zapytałam.
- Sto dziewięćdziesiąt dwa.
- Phi. Słabo… - mruknęłam. Pan Pand i herbaty pokręcił głową murcząc coś pod nosem i odebrał telefon dzwoniący w jego kieszeni.
- Halo? Z tej strony Hoinkas Gural. – powiedział Hoinkas.
- Jak to zamówiłeś trzy kontenery ogórków?! – wrzasnął.
- Opierwiastkuj sie ty ilorazie nieparzysty bo jak cię podzielę to ci zbiór zębów wyjdzie poza nawias! Czy ty jesteś jakiś niedosolony?! Przecież wyraźnie mówiłem, że masz kupić roczny zapas PLACKÓW!!! – znów wrzasnął, a potem zamilknął.
- Lepper, ty noobie! Przyjadę do ciebie, posolę ogórka i wsadzę Ci go w przestrzeń międzybiodrową! – krzyknął ostatni raz i się rozłączył.
Poprawił swoją pando-czapkę i spojrzał na mnie uśmiechając się szeroko.
- Dobra, nie będą owijał w futro z Foxa. Wiesz po co tu jesteś? – zapytał podnosząc kubki z parującym napojem.
- No… chyba po to, żeby znaleźć kryształ? – powiedziałam niepewnie. Hoinkas zerknął na zegarek, po czym zrobił minę jakby zobaczył ducha i wcisnął mi do ręki filiżankę z herbatą.
- Dobra, ja idę grać w Skyrima, a ty wypij tu herbatę! – powiedział, po czym chwycił krzątającą się po podłodze małą pandę w objęcia i ruszył w stronę drzwi.
- No ale moment, co ja mam zrobić?! – krzyknęłam za nim.
- Pandy wskażą Ci drogę! – odpowiedział i zniknął. Jakby rozpłynął się w powietrzu rozpylając w pokoju jakąś mgiełkę. Przez kilka minut stałam na środku Sali gier gapiąc się bez sensu w miejsce gdzie ostatni raz widziałam Hoinkasa. Zamrugałam kilka razy i zerknęłam na filiżankę, którą nadal trzymałam w dłoni.
- Cóż… I tak długo nie pożyję. – mruknęłam i zaczęłam pić już zimną herbatę. Z każdym łykiem obraz coraz bardziej mi się zamazywał. Czułam jak napar sprawia, że krew w żyłach zaczyna mi wolniej płynąć. W naczyniu nie zostało już prawie nic. Ostatni łyk. Zakręciło mi się w głowie. Nogi i ręce odmawiały mi posłuszeństwa. Filiżanka z trzaskiem spadła na podłogę i rozsypała się wokół moich butów. Zachwiałam się niebezpiecznie i upadłam na rozrzucone kawałki porcelany. Upadek nawet nie bolał, a miejsca, w których ostre odłamki wbijały się w skórę, tylko lekko szczypały. Zamknęłam oczy i poczułam się jakbym siedziała na chmurze. Straciłam przytomność? Zasnęłam i umarłam? Otworzyłam oczy i zobaczyłam tęczowy obraz przedstawiający pandę na kubku. Pewnie od herbaty. Podniosłam się na nogi i z zadziwiającą łatwością podeszłam do malowidła.
„ Pandy wskażą Ci drogę.” No ok.
- Pando, wskaż mi drogę. – powiedziałam kpiącym głosem.
Nagle pojawiłam się w lesie. Dookoła rosły świerki, jodły i inne nieokreślone rośliny. Kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem. Niespodziewanie coś na mnie wpadło. Spojrzałam w dół i wstrzymałam oddech. Wpadła na mnie… mała ja. A zaraz za mną biegł mój brat. Oni chyba mnie nie widzieli, więc po prostu stałam bez ruchu i gapiłam się na odgrywaną przede mną scenę. Po chwili usłyszałam krzyki. Przez las przedzierała się grupa mężczyzn w czarnych garniturach. Potem obraz znów się urwał. Tym razem pojawiłam się na polanie. Ci sami mężczyźni co wcześniej stali w kole dźgając patykami dwa młode wilki. Mnie i mojego brata. Podeszłam bliżej. Na garniturach mieli przypięte znaczki przedstawiające jelenia w klatce. Powoli wszystko zaczęło do mnie docierać. To było wspomnienie z przeszłości. Dzień w którym rozdzielono mnie i mojego brata. Ci mężczyźni to ochrona z kasyna. Szukali mnie, tylko po to? Może w przeszłości chcieli sprawdzić czy silniejsza jestem ja czy mój brat? A teraz chcą to zrobić ponownie? Albo w ogóle chcą się mnie pozbyć. Kto kazał im to zrobić? Przez moje żyły przepłynął znajomy chłód. Zamknęłam oczy próbując wybudzić się z transu. Chyba zadziałało, bo poczułam kawałki porcelany wbijające się w moją skórę. Wstałam z podłogi i otrzepałam się z odłamków. Rozejrzałam się po salonie gier. Na jednym z automatów była fluorescencyjna naklejka z pandą. Uśmiechnęłam się lekko.
- Czas zacząć zabawę. – mruknęłam i podeszłam do urządzenia.
Podniosłam krzesło i uderzyłam nim w ekran. Z dziury wyskoczył pajacyk na sprężynie. Do głowy miał wbity nóż a na szyi wisiała kartka z napisem „Gra musi się zakończyć.”.
Wyrwałam nóż z głowy pajaca i ruszyłam w stronę drzwi, na których była kolejna panda. Szarpnęłam klamkę i wyszłam na korytarz. Kilka metrów dalej była klatka schodowa, a na niej niebiesko włosy chłopak. Kiedy usłyszał kroki odwrócił się gwałtownie i spojrzał na mnie. Miał rozbiegany wzrok.
- Shailene… siostro. – powiedział i zrobił kilka ostrożnych kroków w moją stronę.
Nawet nie drgnęłam. Wpatrywałam się tylko w niego pustym wzrokiem. Naprawdę los nas rozdzielił tylko po to, żeby teraz któreś z nas musiało zginąć? Zazwyczaj muszę się kłócić z każdym. Ot tak. Dla zasady. Ale każda gra ma swoją fabułę. I nie można jej tak po prostu zmienić. Kiedy mój brat był w odległości metra ode mnie wyciągnął przed siebie ręce.
- Musimy porozmawiać… - powiedział spokojnie. Ale ja już wiedziałam co mam zrobić.
- Nawet nie pamiętam jak masz na imię. – mruknęłam.
Zamachnęłam się i wbiłam nóż w szyję chłopaka. Trysnęła krew, a potem bezwładne ciało upadło na podłogę. Wytarłam nóż o nogawkę spodni i ruszyłam w dół schodami. Podążając za pandami trafiłam do sali, gdzie dwóch mężczyzn grało w bilarda. Rozpoznałam w nich ochronę.  Zacisnęłam pięści. Podbiegłam do tego, który był bliżej i szarpnęłam go za włosy, tym samym zamrażając całe jego ciało. Drugi nie zdążył nawet zorientować się, co się dzieje, gdyż oblodzony kij do bilarda tkwił w jego gardle. Wyłupił oczy, kaszlnął kilka razy krwią i padł bez życia zaraz obok moich butów.
Następnie trafiłam do czegoś, co chyba było kuchnią. Spotkanych tam trzech ochroniarzy zamroziłam, a potem rozbiłam patelniami ich ciała.
Kolejna panda doprowadziła mnie do czerwonej kotary oddzielającej korytarz od głównej sali.
- Oho. Będzie gruba akcja. – szepnęłam i pociągnęłam kotarę.
Sala była nadal pełna ludzi, a ja musiałam znaleźć moich towarzyszy. Niski wzrost bynajmniej mi w tym nie pomagał. Stanęłam na palcach i jakimś cudem wypatrzyłam czerwoną marynarkę Korso.
Zdecydowanym krokiem ruszyłam w jego stronę wymijając w większości wstawionych ludzi.
Kilka sekund później stanęłam z uśmiechem obok Mixi, ocierając krew jakiegoś nieszczęśnika z czoła.
- No cześć. – powiedziałam z uśmiechem.
Wszyscy przerwali rozmowy i spojrzeli na mnie.
- Gdzieś ty była?! – wrzasnął Aku zwracając na nas uwagę ochrony. Spojrzałam na zbliżających się w naszą stronę mężczyzn.
- Widzicie ich? – zapytałam wskazując na ochroniarzy.
- Ano. Jak można nie zauważyć… - mruknęła Erna. Pokiwałam głową.
- Zabijcie. Wszystkich. – powiedziałam i wbiłam nóż w ochroniarza, który właśnie próbował rąbnąć Narcyzę w głowę.
Rozejrzałam się po Sali w poszukiwaniu pandy. Stałam pośrodku, a wokół mnie jak muchy padali martwi ludzie. Podłoga była zalana krwią, a ja nadal nie widziałam znaku. Już miałam się poddać, lecz przypomniały mi się słowa ojca.
„Wykorzystaj trzecie oko…” tylko co to jest? Trzecie oko, trzecie oko, trzecie oko… Herbata! Poczułam zapach herbaty na drugim końcu sali. Puściłam się biegiem przez parkiet aż dotarłam do windy. W środku było wielkie lustro, a z głośników sączyła się muzyka.
Moje odbicie było równie przerażające co rzeź w głównej Sali. Twarz, ręce i nogi miałam pokryte krwią. I to nie moją. Sukienka z niebieskiej zmieniła się w czerwoną, a włosy były posklejane ludzkimi wnętrznościami. Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem. Opanowałam się dopiero wtedy, kiedy winda zatrzymała się na 13 piętrze. Naprzeciwko windy były tylko jedne drzwi, pokryte setkami pandowych naklejek. Nacisnęłam klamkę i weszłam do dużego pokoju, wypełnionego zapachem poziomek.
Na środku stało biurko, za którym siedziała czarnowłosa kobieta. Rozmawiała przez telefon. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju, Na ścianach wisiały różnokolorowe futra wilków.
- Ma być żywa. Resztę możesz zabić. Zniszczę tę ich *marchewkową* watahę! – krzyknęła do słuchawki, po czym spojrzała na mnie.
- O! Sama przyszła. – dodała i się rozłączyła.
Wyprostowała się w fotelu, a potem uśmiechnęła szybko. Dostrzegłam na jej szyi odłamek kryształu.
- Tyle lat Cię szukałam, a ty sama do mnie przyszłaś. – powiedziała uradowana. – Teraz i Ciebie oskrobię ze skóry.
- Ty wstrętna babo. – syknęłam i trzema krokami pokonałam dzielący nas dystans.
Wbiłam jej nóż w rękę a ona krzyknęła, bardziej ze zdziwienia niż z bólu.
Zapaliła się w mnie chęć zemsty. Chłód w moich żyłach sprawił, że moje oczy zmieniły kolor na śnieżnobiałe. Złapałam ją za włosy i szarpnęłam zrzucając ją z krzesła. Kiedy upadła przerażona na podłogę przeorałam jej twarz paznokciami. Z każdym „ciosem” coraz bardziej traciłam ciepło. Wydawało mi się, że zamarzam od środka. Ostatkami sił zerwałam odłamek kryształu z jej szyi i wbiłam go w jej serce. Po raz ostatni wypuściła powietrze z płuc, a ja cała we krwi, zacisnęłam kryształ w ręce i zamknęłam oczy klęcząc obok zwłok kobiety, która zniszczyła mi życie.
- Z wilkami się nie zadziera… - szepnęłam, a potem była już tylko ciemność.




Koniec Gry?



(Jako iż jestem ponad rok na wknie chciałabym podziękować każdemu, kto od samego początku lub później wspierał mnie w pisaniu mega dennych opków.
... lol. Musze się zastanowić. Foki są prawilne.
Chciałabym podziękować Argoniance za to, że samego początku uświadamiala mi, że mnie nienawidzi i ze gunwo ją obchodzą moje problemy. Według niej nawet na środku morza trza pisać opki.
Chciałabym podziękować Mixi za jej ninjowanie na wszystkich czatach i uświadamianie mi, jakie pierdoły pisałam. loffki, córcia ;*
Chciałabym podziękować Maggie za jej głupie, ale czasem motywujące, odpaly i za to, że nigdy nie wie o co chodzi i odwala dziwne monologi.
I.. za dużo chciałabym... lol
Podziękować kashariemu za jego gejostwo i ja-wiem-lepiej styl życia lol ale bez sensu staph
I tej.. Erniakowi za bycie Erniakiem ^^ jestem twoją fanką)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz