Dzień jak każdy inny... Nic nadzwyczajnego. Jak zwykle odpoczywałam w moim ulubionym miejscu... nad Srebrzystym Wodospadem... I nagle usłyszałam Jego wycie... zabójcy mojej rodziny. To przerażające, rozdzierające wycie rozpoznałabym wszędzie... Była to jedna z niewielu żeczy, których się bałam. Jego głos odbił się echem. Wiedziałam, że muszę się bronić, że nie mogę zginąć. Mnie nie uda mu się zabić! Jako wilk-samotnik nie mogłam z nim walczyć... zaczęłam uciekać, nic innego nie mogłam teraz wymyślić. Nie widziałam Go, ale słyszałam Jego kroki... Był blisko. Coraz bliżej.
***
Czułam w łapach piekący ból, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać. Nie dam Mu wygrać!
Nie słyszałam już jego kroków. Nie byłam pewna, ale chyba go zgubiłam. W biegu obejrzałam się za siebie. Nikogo nie było. Już miałam zwolnić, kiedy potknęłam się o kamień i potoczyłam się z niewielkiego wzniesienia na dół. Zdążyłam tylko pomyśleć: "Wygrałaś z Nim! Znowu z Nim wygrałaś, Ruda!"
Ku mojemu zdziwieniu spadłam na jakiegoś obcego wilka... Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie wiem, gdzie jestem. Wiedziałam tylko, że po ośmiogodzinnym biegu raczej nie blisko... Padałam z nóg i chciało mi się pić.
- Uważaj! - warknął basior
- Sam uważaj! - odpowiedziałam nieuprzejmie, ale zaraz się poprawiłam... (tak długo byłam sama, że zapomniałam już, co to dobre maniery...)
- Znaczy... Przepraszam, że na ciebie wpadłam... Nie chciałam. - było mi tak głupio, że spuściłam wzrok i dopiero teraz zauważyłam, że na moim rudym futrze widać czerwone ślady krwi. "świetnie!" pomyślałam. "znakomicie!"
(jakiś basior?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz