8 listopada 2014

Od Korso - Wyprawa

- I co? - zapytała Narcyza.
Mixi przeczytała nam treść wiadomości. 
- Duchy i zjawy? - zdziwiła się Anastasia - A my jesteśmy w samym środku wielkiego, tętniącego życiem miasta. Ktoś ma jakiś pomysł, gdzie mamy ich szukać? 
- Zacznijmy od najprostszego miejsca - zaproponował Akuma - Od cmentarza. 
- Tu pisze coś o jakimś starym, historycznym i w ogóle fajnym! - zawołała stojąca przy tablicy informacyjnej Aria - To Perli… Żeli pa… To tutaj się chyba czyta jako… 
- Nazwa nie jest ważna - przerwała jej Mixi - Gdzie to jest?

***
Szliśmy ulicami tłocznego Paryża szukając wspomnianego wcześniej cmentarza. Aria opowiadała o czymś na przedzie Mixi, więc zostałem z tyłu i myślałem o niebieskich migdałach. Wtem do rzeczywistości przywołał mnie głos Akumy. Spojrzałem na niego, jednak nie do mnie był skierowane jego słowa. Powtarzał w kółko wiadmość.
- "...że kryształ od razu zdobędziecie, lecz by go znaleźć umrzeć musicie; tam gdzie duchy…”
- Znowu? - westchnąłem. Gdy chłopak spojrzał na mnie zdziwiony szybko dodałem  - Znowu musimy wszyscy ginąć? Za pierwszym razem fajnie, ale jeśli będziemy tak musieli co chwila się bawić… 
- Może tym razem pora umrzeć naprawdę? - uśmiechnął się Akuma. 
- Śmierć już raz miała swoją szansę mnie zabrać. Nie skorzystała, to niech teraz żałuje. Nie spieszy mi się odchodzić. 
- Tak? Czemu miała cię zabrać? 
- Swego czasu mieli mnie wieszać. Miałem już sznur na szyi. 
- Coś zawinił? Śpiewałeś piosenki polityczne?
Na jego twarzy pojawił się zjadliwy uśmieszek. No tak. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że jestem jaśniejącym chwałą i bliznami weteranem, któremu tłum dziewcząt rzuca się na ramiona. 
- Wojna - rzuciłem. 
- Byłeś żołnierzem? - zdziwił się. 
- Tak jakby. Właściwie to byłem przywódcą rebeliantów.
Akuma wyraźnie nie dowierzał moim słowom. Zmierzył mnie wzrokiem. Zamyślił się chwilę, po czym stwierdził:
- Nie wyglądasz jakbyś był zdolny zabijać. 
- Wojna zmienia wilki. Ale to pewnie sam dobrze wiesz. 
- Coś sugerujesz? 
- Nie. Podziwiam twoją mądrość - uśmiechnąłem się.
Naszą rozmowę przerwała Mixi. 
- To chyba tutaj.
Staliśmy przed bramą cmentarza. Na szczęście mimo wielkości miasta, nie było wielkiego tłoku.
- Trzymajmy się razem. Jeśli ktoś się zgubi, będzie nieciekawie.
Ruszyliśmy główną drogą. Między przechodzącymi ludźmi byliśmy w stanie przystrojone groby. Przy niektórych stali ludzie. Przychodzili, zostawiali kwiaty, znicze, a po chwili odchodzili. Tak im zależy. Lepiej tracić czas na wybór zielska na grób, zamiast poświęcić go trochę dla bliskich.
Pół godziny błądziliśmy wśród tłumu, z czego kwadrans szukaliśmy Arii. Gdy już ją znaleźliśmy, Mixi stwierdziła, że lepiej poczekać, aż będzie mniej ludzi. Z braku pomysłu usiedliśmy na ziemi i czekaliśmy. Kadra wyprawy rozmawiała o czymś ważnym, a ja przysłuchiwałem się. Wtem ktoś wrzucił monetę do lezącej obok mnie czapki Akumy. Popatrzyłem chwilę na nią w zamyśleniu, po czym przeciągnąłem ją przed siebie i zacząłem patrzeć smutnym wzrokiem na przechodniów.
W pewnym momencie brzdęk pieniążka zwrócił uwagę właściciela czapki. Spojrzał na swoje nakrycie głowy. Minęła chwila, po czym zwrócił gniewny wzrok na mnie. Szybko przeniosłem monety do kieszeni i zwróciłem mu grzecznie czapkę. 
- Oszalałeś, szczeniaku? - zapytał.
- No co? Jak dają to brać!
Akuma pokręcił głową z zażenowaniem. 
Druga Aria się znalazła - burknął.

***
- Dobra, tłum się przerzedził, ruszamy! - zarządziła Mixi.

***
Stanęliśmy przed jakimś mauzoleum. Zaczynało już zmierzchać. 
- Podejście numer cztery - westchnął Akuma i naparł na wejście.
Po chwili kamienne wrota ustąpiły. Wkroczyliśmy do środka. 
- Echo~! - zawołała radośnie Aria. 
- Echo, echo, echo… - odpowiedziało równie ucieszone jej przybyciem echo. 
- Czy musisz to robić za każdym razem? - zapytała znudzona Erna. 
- Tak! O patrz, jaki fajny posag! 
- Nie, zostaw! - krzyknął Akuma.
Było za późno. Posąg przesunął się pod dotykiem Arii i gruchnął o ziemię. Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, podłoga pod nami nagle się poruszyła. 
- Co się dzieje? - krzyknęła Assumi.
Zobaczyłem, jak jakiś kamyk zsuwa się powoli w kierunku przeciwnym naszemu. Po chwili straciłem równowagę. Podłoga przechylała się coraz bardziej w dół. Upadłem na ziemię i zacząłem zjeżdżać po przechylonej posadzce. Za mną polecieli inni.
Mój piękny zjazd zakończył się nieprzyjemnym uderzeniem o podłogę. Z trudem podniosłem się na równe nogi. 
- Za dużo.. bliskich… kontaktów… z ziemią - wymamrotałem. 
- O, jesteś! - zawołała Aria.
Rozejrzałem się dookoła. Byłem w jakimś tunelu, a oprócz skaczącej Arii, nie było tu nikogo innego. Spojrzałem do góry. Nie widziałem stropu. 
- Co teraz? 
- Nie mam bladego pojęcia - odpowiedziałem - Jaki cudem tu jest tak jasno?
Aria wzruszyła ramionami. 
- Czy to ważne? Chodźmy zobaczyć, gdzie to prowadzi!  
I pohasała w głąb korytarza. Ruszyłem za nią. Nim jeszcze ją dogoniłem, zdążyłem zauważyć ciekawą rzecz. Jakkolwiek dziewczyna skakała, nie miała prawa zostawić tylu śladów. Ciekawiło mnie tylko, kogo przyjdzie nam spotkać, na końcu drogi…
(Aria?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz