4 października 2015

Misja - I "Zakończenie"

  Prawdziwy koniec misji nie nastąpił w Yaskini, czy na terenie magazynów górniczych, lecz dopiero w Hause of Sun, gdzie zmęczone, zakrwawione, ale dumne z wykonanych zadań wilki zgromadziły się w sali obrad, położonej pod domem Alphy. Jednak Narcyza nie miała tak dobrego humoru. Gdy tylko poczuła się nieco lepiej poszła sprawdzić ogrom zniszczeń w bazach wroga. To, co zobaczyła bynajmniej jej nie ucieszyło. Stan członków misji również pozostawiał wiele do życzenia. Sama wadera niemal niknęła pod warstwą bandaży, a pozostali, nawet jeśli uniknęli większych obrażeń, niemal nie mogli poruszać się z miejsca. Siedzieli tam, gdzie opadli, po przybyciu do bazy. Wadera westchnęła i postanowiła rozpocząć zebranie. Chwiejnym krokiem podeszła do stołu na środku pomieszczenia, by wszyscy mogli ją widzieć. Odchrząknęła.
- Zakończyliśmy właśnie pierwszą misję, mającą na celu pokonanie ludzi. Pozwólcie, że zabiorę wam kilkanaście minut, nim wrócicie do swoich domów leczyć rany. - Powiodła wzrokiem po zebranych, a oczy jej stężały. - To była bardzo śmiała i ryzykowna misja, postawiliśmy na nią wszystkie karty. Grupa 1 sprawiła się nieźle, ich informacje były rzetelne, choć było ich nieco za mało. Grupa 2 - fantastycznie. Składy górnicze runęły lub zostały poważnie uszkodzone, jednak z powodu wycieku informacji nie dało to takiego skutku, jakiego pragnęliśmy. Ostatni zespół... Udało nam się zniszczyć jedynie połowę składów, które zamierzaliśmy, a i eksplozja była niezbyt duża. Ludzie już zaczęli sprzątać ten bałagan. Nie zajmie im dużo czasu odnowienie zapasów i odbudowa składów, choć zniszczone fabryki na pewno im to utrudnią. Jednak mam gorszą informację. Dwoje wilków dostało się w ręce wroga.
  Przez obecnych przebiegł szmer niezadowolenia i zdziwienia. Kto to mógł być? Kogo nie ma?
- Od razu rozjaśnię sytuację, a wiedzcie, że mówię to z ciężkim sercem. - Narcyza zacisnęła dłonie w pięści. - Pierwszą z nich jest Hikaru, zaś drugą... Mixi.
  Cisza w pomieszczeniu była niemal namacalna. Pierwszy odezwał się milczący dotąd Xavery. Głowę miał opuszczoną na pierś, a cała jego postawa wyrażała rezygnację.
- To moja wina. Miałem jej strzec, a wyszło na to, że udało mi się uciec, podczas gdy ją gdzieś zabrali... nawet nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie, w którym momencie to się stało. - Pokręcił smutno głową. Siedząca koło niego Tiffany poklepała go delikatnie po kawałku ręki, który nie był obandażowany, współczująco.
- Nikt cię nie wini - powiedziała na to Narcyza. - Wszyscy jesteśmy winni tego, że nie potrafimy upilnować nawet własnej Alphy. Utailiśmy ją, tak jak wcześniej utraciliśmy watahę. Być może uda się ją odbić, jednak nim będziemy gotowi przeniosą ją poza zasięg naszych wpływów. Tymczasowo proponuję, by naszą Alphą została Erna... szczególnie, że jej tu nie ma i nie może się sprzeciwić.
  Nikt nie protestował. Wszyscy byli przygnieceni porażką misji, wszystko co zrobili...
- Jest też pewien pozytyw - oznajmił niespodziewanie Somniatis, podnosząc się z ziemi, na której siedział chyba tylko, żeby nie wyróżniać się z pozostałych. - Przed samą misją Argona przekazała mi dziewięć strzykawek z pewnym chemikaliem, który według niej sprawi, że nasz Wilczy Gen będzie niewyczuwalny i niewykrywalny dla innych wilków oraz ludzi. - Podszedł do stołu i położył na nim niewielką walizkę. - Proponuję, by zgromadzeni tutaj wzięli po jednej sztuce dla siebie lub, jeśli wolą, dla kogoś innego.
  Narcyza kiwnęła głową na znak zrozumienia.
- Gdy będziecie wychodzić weźcie swój przydział - oznajmiła, po czym bez dalszych słów wzięła jedną strzykawkę i zniknęła w drzwiach, prowadzących na górę.

Na tej misji nie popisaliśmy się zbytnio. Utraciliśmy dwóch, cennych członów, zadanie nie zostało do końca wykonane. Powód? Strona czysto techniczna. Opowiadanie "misyjne" miało zawierać 1000 słów i być wysłane punktualnie. Za każdy brak 100 słów był odejmowany jeden punkt, za dzień spóźnienia również jeden, a za dwa dni po terminie minus pięć. Uzyskaliście 52% punktów, podczas, gdy granicą powodzenia misji było 61%. 
Tomorrow is another day.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz