29 października 2015

Od Argony cd. Roriego


  Zgromadzenie w salonie Mixi nie wyglądało za wesoło. Tyk siedziała przy ścianie, trzymając twarz w dłoniach, Rori leżał nieprzytomny na boku, a z jego pleców sterczał sierp. Przez ranę krew powoli spływała na czystą podłogę i zabarwiała dywan szkarłatem. Mixi siedziała kilka kroków ode mnie. Trzęsła się, jednak nie wiedziałam: z ulgi czy z szoku. Sama nie byłam w najlepszej kondycji psychicznej. W tamtym momencie dawna ja wstałaby i zarządziła opatrywanie ran, jednak ja teraźniejsza jakoś nie potrafiła znaleźć w sobie siły, by tego dokonać.
- Czemu tak wszyscy leżycie?! - Niespodziewanie przed moją twarzą pojawiła się czerwona z oburzenia twarz. - Rori się wykrwawi, jak tak dalej pójdzie!
  Dopiero te słowa przebudziły mnie z letargu. Rori. Chłopak, który uratował nam życia, a prawdopodobnie i całe WKN. Wstałam chwiejnie, wspierając się o ścianę. Nie. W tym stanie nic nie zrobię. Przyzwałam mrok, by uleczył najbardziej bolesne rany i bez dalszego ociągania podeszłam do chłopaka. Oddychał. Przynajmniej tyle.
- Mixi! - spojrzałam na waderę, która niechętnie podniosła głowę. Musiała być wyczerpana torturami i kiepskimi warunkami. - Musisz zawiadomić Ernę! Teraz! Niech ta dziewczyna ci w tym pomoże!
  Tu wskazałam na naszą tą, która zmobilizowała mnie do działania.
- I co! Mam zostawić mojego braciszka?! Nie ma mowy! - Nieznajoma założyła ręce na piersi.
- Jeśli nie chcesz, by twój "braciszek" umarł, to rób, co ci każę! - warknęłam rzucając jej ogniste spojrzenie. - Jestem naukowcem, nie lekarzem. Nie dam rady go wyleczyć, a jeśli w ciągu 45 minut nie zostanie OPEROWANY to istnieje sto procent szansy, że pożegna się z życiem!
  Dziewczyna wyglądała dalej na naburmuszoną, jednak skinęła głową i podeszła do niebieskowłosej. Zaczęły się po cichu naradzać.
- Tyks? - spytałam. - Możesz przynieść apteczkę?
  Czarnowłosa skinęła głową i ruszyła w głąb domu. Chwiała się lekko i krzywiła z bólu. Musieli ją nieźle połamać. Przez chwilę patrzyłam na nią, po czym wróciłam do mojego poszkodowanego. Zbadałam go pobieżnie, jednak poza paroma śladami po uderzeniu bicza, siniakami i ewidentnie wbitym sierpem w plecy nic mu nie było. Ostrze nie przeszło na wylot, jednak istniała duża szansa, że wiele organów wewnętrznych zostało uszkodzonych. Delikatnie przetoczyłam go na brzuch. Rori stęknął przez sen.
- Cichaj, jak boli to znaczy, że żyjesz - mruknęłam. W tym momencie za moimi plecami pojawiła się Tyks z apteczką. 
  Szybko z wprawą wykonałam opatrunek usztywniający wbite w ciało ostrze, po czym namówiłam Tyks, by położyła się na ziemi i dała przebadać. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Złamano jej prawą nogę i trzy żebra z tej samej strony. Nogę usztywniłam, jednak nie miałam pojęcia, jak zająć się żebrami, więc tylko poleciłam dziewczynie nie ruszać się. Właśnie zaczynałam sprawdzać stan mojego ciała po pobieżnej regeneracji, gdy w pomieszczeniu pojawiły się Mixi, nieznajoma oraz Erna.
  Chyba zdążyły już w międzyczasie wyjaśnić sytuację, bo medyczka nie zadawała żadnych pytań, tylko od razu przystąpiła do pracy. Kazała nam przenieść poszkodowanych na ukryty poziom i tam zamknęła się z pacjentami, pozostawiając nas z szalejącą z zdenerwowania siostrą blondyna. Zaproponowałam herbatę. Mixi zgodziła się od razu, jednak nieznajoma odmówiła i z determinacją usiadła skrzyżnie przed drzwiami do prowizorycznej sali operacyjnej.
- Nigdzie nie idę! Tak będę siedzieć! - oznajmiła.
  Zostawiłyśmy ją więc i udałyśmy się do kuchni. Nic nie mówiłyśmy. To, co się wydarzyło nie wymagało komentarza. Obie wiedziałyśmy, jak dużo szczęścia miałyśmy, że jedno z nas było w stanie nas wydostać. Obie też byłyśmy pewne, że następnym razem nie pójdzie tak łatwo. Postawiłam dzbanek na herbatę, a gdy w ponurej ciszy domu rozległo się bulgotanie, kubki były już przygotowane. Podałam parujący, aromatyczny napój Mixi. Wyciągnęła po niego dłoń... paskudną, zmasakrowaną dłoń, na której wciąż widać było zakrzepłą krew. W połowie drogi zatrzymałam kubek, po czym odstawiłam na blat.
- Powinnyśmy to obmyć i zabandażować - oznajmiłam ponuro. - To zaboli.
- Na pewno mniej, niż wtedy - odparła z wisielczym poczuciem humoru. 
  Przyniosłam apteczkę i po kilku minutach syków bólu i zaciskania zębów obie dłonie pokrywała warstwa bandaży, a mała Alpha mogła wreszcie napić się, już niestety ostygniętej, herbaty. Oparłam się o blat. Ponownie zapadłą cisza. Niespodziewanie niebieskowłosa uśmiechnęła się lekko.
- Jak teraz na to patrzę, to tylko ty nie wyniosłaś z więzienia żadnych większych szkód.
  Ponuro pokiwałam głową, pokazując dłonie, pozbawione paznokci. Nie chciałam naprawiać ich sztucznie, niech przez jakiś czas przypominają mi, że nie mogę już wrócić do laboratorium.
- Zdaje mi się, że próbowali dowiedzieć się, która forma bólu najlepiej działa na ludzi z genem - powiedziałam beznamiętnie. - Co im wyszło dowiemy się, gdy następnym razem ktoś z nas wpadnie w łapy SJEWu.
- Trudno będzie teraz wrócić do normalnej pracy. Szczególnie tobie - Mixi popatrzyła na mnie, dmuchając zimną herbatę.
- Więc zajmę się podziemiem. Z tego co wiem nikt z nas nie próbował nawiązać kontaktów dyplomatycznych z ZUPĄ czy innymi półświatkami, tępionymi przez władze. Potem można by spróbować zjednać sobie gangi... trzeba by też rozpocząć aktywniejszą rekrutację w szeregi WKNu, bo w takiej ilości nie mamy szans ze stale rozwijającą się potęgą Ainelysnart.
- Cóż... ale skoro zostałaś nakryta i aktualnie nie masz pracy to może na powrót przejmiesz obowiązki Alphy? - Mixi spojrzała na mnie z ukosa.
  Byłam tego świadoma, jednak utkwiłam wzrok w powierzchni herbaty. Propozycja mnie nie zaskoczyła, jednak nie ucieszyła. Owszem, zawsze pragnęłam władzy, zwierzchności nad innymi, jednak czy to aby na pewno właściwe, by Zdrajca ponownie stawał na czele tych, których zdradził?
- Argono, znasz ludzi najlepiej. Na papierach i strategiach również znasz się niezgorsza. Nie widzę problemu w tym, byś znów zajęła się biurokracją i ogarnianiem, pod warunkiem, że będzie przy tobie jakiś strażnik.
  Otworzyłam usta, by coś odpowiedzieć, gdy do kuchni wpadła przyjaciółka Roriego.
- Skończyli! - wykrzyknęła radośnie. - No chodźcie!
  I zaprowadziła nas na dół. Przywitała nas Erna z palcem na ustach i cichym "szzzzz". Gestem pokazała nam, byśmy odeszli kawałek.
- Potrzebują nieco odpoczynku. Nie powinni na razie opuszczać tego domu. Ufam, że się nimi zajmiecie? - powiodła po nas wzrokiem.
(Mixi? Rori? Tyks? Wyszło zabawnie, wszyscy uratowani, wszyscy razem... a co z Hikaru?)

1 komentarz:

  1. Jeżeli pozwolicie ja teraz coś skrobnę <3 Mimo iż mam duuużo roboty, jakoś się ogarnę :)

    OdpowiedzUsuń