30 października 2015

Od Somniatisa cd. Tiffany

- Nie ruszaj się - głos mężczyzny był poważny i chłodny. Jego oczy utkwione były w ranie na brzuchu dziewczyny.
  Tiffany miała łzy w oczach. Trzęsła się, jednak usłuchała. Somniatis podniósł dłoń nad raną i wytworzył niewielką pieczęć. Jego oczy zajarzyły się złowrogim blaskiem. W tamtej chwili wyglądał jak kompletnie inna osoba. Po chwili rana jakby się zrosła, razem z okrywającym ją ubraniem. Krew wsiąkła w fotel. Nie został żaden ślad wcześniejszych obrażeń.
  Mężczyzna westchnął i oparł się ciężko o fotel. Przymknął oczy. Był wyczerpany. Iluzja, nałożona na Tytanię była niezwykle zaawansowana i skomplikowana. Musiał poświęcić wiele sił, by ją rozgryźć i przełamać.
  Otworzył oczy i spojrzał z ukosa na młodą towarzyszkę. Nadal wyglądała na roztrzęsioną. Skuliła się, chowając głowę w dłoniach. Atis widział, jak jej esencja drży, jak niespokojna i rozburzona jest. Przyglądał się jej jeszcze chwilę. Tak chłodno, tak obojętnie - jak nie on.
- Nie powinnaś użalać się nad sobą - powiedział wreszcie. - Cokolwiek zobaczyłaś, to jedynie iluzja złego ducha. Możesz z tym walczyć, możesz zwyciężyć albo się poddać i pogrążyć w rozpaczy. Twoja droga, twój jest wybór. Ale świat nie będzie czekał na ciebie, on pędzi na przód, burzy, by powstać na nowo. Nie wolno nam się zamartwiać zawaleniem domu, nie da nam to miejsca do spania. Musimy się przystosować. Zrobić tymczasowe schronienie i powoli odbudowywać nasz dom, odporniejszy, lepszy, wytrzymalszy o nasze doświadczenie. Powiem ci jeszcze coś. Jasne płomyczki świecy tak łatwo zdmuchnąć, tak łatwo przydławić, stłamsić, a gdy zgasną nikt nawet nie zwróci na nie uwagi. Będą przechodzić obojętnie, aż się wypalą. Dlatego nie możesz dać się stłamsić, bo te ręce... - tu spuścił wzrok na swoje dłonie - nie są już w stanie niczego zapalić.
  Tiffany przestała drżeć, jednak nie odpowiedziała. Czy zrozumiała, co jej opiekun miał na myśli? Somniatisowi przeszło przez myśl, że jest za młoda, by w pełni to rozumieć. Cóż, każde dziecko samo musi do tego dość. Nikt nie uwierzy dorosłemu na słowo. Nawet, jeśli bezgranicznie mu ufa, co niestety wątpliwe w ich wypadku. Czarnowłosy wstał i przeciągnął się. Na jego ustach ponownie widniał pogodny uśmiech. Położył dłoń na głowie dziewczynki i poklepał ją lekko.
- Nie zamartwiaj się. Póki to światło jest tak jasne jestem w stanie chronić je przed zdradzieckimi podmuchami wiatru. - To powiedziawszy swe kroki skierowałem w kierunku toalet.
(Tiffany?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz