8 października 2015

Od Argony cd. Roriego

  Powoli dochodziłam do siebie. Wiele razy w przeszłości znosiłam podobne wydarzenia, jednak ludzka technika była czymś znacznie wspanialszym, niż tępe wysiłki wilczych magów. Chora fascynacja nauką, którą odczuwałam bynajmniej nie napawała mnie dumą. Uniosłam do góry dłonie, pozbawione paznokci i jęłam się nim przyglądać. Ból przypomniał mi tyle rzeczy, o których starałam się zapomnieć. Kiedyś. Z perspektywy czasu one były niczym.
- Nic ci nie jest? - spytał głos chłopaka z sąsiedniej celi.
- Nic mi nie będzie - powiedziałam to chłodniej, niż zamierzałam. Właściwie... to wcale nie myślałam, by traktować dystansem towarzysza niedoli. W końcu co miałam do stracenia? - Następnym razem ni będą mieli już czego wyrywać, zapewne wezmą się za palce.
  Obracałam przed oczami dłoń, jakby rozważając, w jaki sposób pozbawię ją rozgałęzień, jeden po drugim. Szaleństwo było dla mnie ostateczną bronią. Jak słaba byłam, skoro poddawałam mu się już na początku?
- W takim razie może partyjkę? - zaproponował chłopak wesoło, zza ściany rozległo się tasowanie kart. 
- Chętnie - zgodziłam się, wyciągając dłoń przez kratę, po swoją część talii. Po chwili na podrażnionych nerwach poczułam delikatny dotyk kartonu. Rozpoczęliśmy pierwszą partię.
  Co zabawne, od dawna nie bawiłam się tak dobrze, jak grając w tą prostą gierkę, z tym prostym nieznajomym, całkowicie skupiając swoją uwagę na kartach. Dopiero po którejś z kolei partii moje skupienie zostało rozproszone przez bardziej racjonalne myśli. Karty... skąd więzień mógłby wziąć karty? Szczególnie w tym specjalnym sektorze, dla wilków. Przed wtrąceniem tutaj musiał zostać dokładnie przeszukany. Strażnicy też nie byli głupi... a przynajmniej większość. Głos zza krat. Naraził się niewłaściwym ludziom. Czyżby? Dlaczego więc siedział w celi obok mnie? Szpieg...? Nie próbował wyciągać ze mnie informacji, jednak powinnam się mieć na baczności. Cokolwiek się stanie, nie powiedzieć nic, czego o mnie nie wiedzą.
  Przegrałam partię i oznajmiłam, że chcę odpocząć. Położyłam się tam, gdzie siedziałam. Nie miałam siły przenieść się na pryczę. Może jestem przewrażliwiona? Może to inny posiadacz Genu, może faktycznie przypadkowy więzień. Długo nie mogłam zasnąć. Wiedziałam, że im szybciej zasnę, tym szybciej ponownie rozpoczną się tortury. Z drugiej strony siedzenie w więzieniu niewiele dawało. Powinnam zebrać siły i uciec, choćby jako demon. W tamtym momencie jednak mogłabym tylko przeklinać imiona Olimpijczyków. W końcu nie wydostanę stąd bez rozlania krwi. Nie rozleję już niczyjej krwi.
  Chyba zasnęłam, bo do świadomości przywrócił mnie szczęk kluczy. Czekałam na moment, w którym ktoś do mnie podejdzie, by unieść mnie z ziemi, jednak nic takiego się nie stało. To nie było tutaj. Gdy dobrze się przysłuchałam, usłyszałam ruch w celi po przeciwnej stronie korytarza. Nowy więzień. Gdy ruch ucichł, rzuciłam pytanie bez przekonania, mając nadzieję, że Rori już nie śpi.
- Kim jest osoba w celi przed moją? - Cisza, po chwili dźwięk, jakby wzruszenia ramion. 
- Również jakaś dziewczyna. Niska, drobna. Ma niebieskie włosy. - Chłopak nie wydawał się zainteresowany przybyłą. 
  Znałam tylko jednego wilka o tym kolorze włosów, pozostawało więc mieć nadzieję, że albo nie jest posiadaczem genu, albo nigdy wcześniej jej nie spotkałam. A jeśli to na prawdę osoba, o której myślę, to co? Nie będę w stanie nawet ochronić własnej siostry...
(Rori? Mogłabym walnąć jeszcze przemyśleń na 1500 słów, ale obawiam się, że mogłyby cię zanudzić xP)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz