14 października 2015

Od Argony cd. Korso

  Droga do miejsca, w którym przebywała Alpha watahy nie była długa, jednak mimo to dość męcząca. Wiedziałam już, że wszędzie są pozostałości po wojnie i należy poruszać się ostrożnie, jednak nie poznałam jeszcze wszystkich szczegółów. Jak na przykład zombie, mutatny, kanibale, psychopaci, zbóje, sztuczne potwory, duchy, demony i wszelkie paskudztwa wypełzłe z Tartaru. Wspaniały świat, nie ma co. Przegrywając tamtą wojnę zrobiłam więcej złego, niż dobrego. Przelotnie pomyślałam, że mogłabym wrócić, próbować odmienić losy wojny, jednak od razu to odrzuciłam. Skoro ostatnim razem się nie udało, to nie uda się i tym razem. 
  Podróżowanie z Narcyzą było przyjemnym doznaniem. Truchtała lekko. Nie mówiła nic, bezbłędnie wytyczała bezpieczną trasę, w pełnym skupieniu. Gdy byłam w watasze wydawało mi się, że jest raczej typem emo-romantyczki, jednak teraz była zupełnie inna. Nie mogłam nie poczuć podziwu dla jej kunsztu. Cały ten świat wydał mi się nagle światem idealnych wojowników. A gdyby tak władować ich do tego wehikułu czasu i zabrać w przeszłość, by dla mnie walczyli? To by było coś. W moim czerwonym oku błysnęło złoto. 
  Na miejsce dotarliśmy wieczorem. Odnalezienie Erny nie było trudne, nawet teraz krzątała się przy rannych. Cała ona. Niewiele się zmieniła od moich czasów. Ścięła jedynie włosy na krótko, a na jej grzbiecie znajdowała się dziwnie wyglądająca machineria z wieloma dłońmi, chwytakami, wiertłami i kilkoma bardziej niezidentyfikowanymi wysięgnikami. Była w bezustannym ruchu. Na łapach miała... czy to rolki? Zdziwiło mnie, jak może w czymś takim tak precyzyjnie się poruszać i jeszcze leczyć pacjentów.
  Podeszłyśmy do niej, odciągając ją od nieznanego mi basiora, którego nos był ciasno obandażowany.
- Erno, to jest Hebi. Chciała dołączyć do watahy - powiedziała oficjalnie zabójczyni.
  Ten teks... to takie piękne. Tyle osób prosiło mnie niegdyś o to samo. W moim oku zebrała się łza i spłynęła po policzku. Narcyza chyba nie zauważyła, jednak Alpha wyglądała na zdziwioną. 
- W takim razi... - mówiła powoli - witaj w watasze, Hebi. Skoro już tu jesteście to możecie mi pomóc przy rannych,
  Naiwni jak zawsze. Przyjmą każdego. To chyba było jedną z rzeczy, które tak bardzo kochałam w watasze. Właściwie... jak tak się nad tym zastanowić to było więcej rzeczy, które kochałam, niż tych, które nienawidziłam. Dziwne... więc dlaczego...?
  Nie miałam czasu dłużej myśleć, Erna kazała mi polecieć do magazynu po więcej bandaży, wskazując otwarte drzwi po drugiej stronie sali. Bez wahania pobiegłam w tamtym kierunku, by spełnić prośbę przełożonej. Było to dla mnie dość orzeźwiające wydarzenie. Już od tak dawna wydawałam rozkazy, że zapomniałam, jak to było je wykonywać. I bynajmniej nie było źle z posłuszeństwem Ernie. Coś się we mnie łamało, coś zmieniało. 
- Hebi, co tak stoisz! - warknęła Erna groźnie. - Idź po wodę! W o d ę!!
- Tak, już... - otrząsnęłam się z myśli i ruszyłam, wykonać rozkaz. To będzie dłuuugi wieczór.

  Gdy wreszcie pozwolono mi skończyć pracę, a właściwie kazano iść spać, bo jak będę niewyspana to zamienię się w zombie, było już grubo po 3 nad ranem. Dostałam niewielką kwaterę, poniżej pięter z chorymi. Padłam na twarde posłanie i nakryłam się postrzępionym kocem. Byłam strasznie zmęczona i właśnie dlatego... nie mogłam zasnąć. Po kilku minutach westchnęłam w rezygnacją i wyszłam z pomieszczenia, by się przespacerować i nieco ochłonąć.
  Niespodziewanie ujrzałam... Doctora z pistoletem. Biegł w mim kierunku, minął mnie i wpadł do jakichś drzwi za mną, nawet nie troszcząc się o ich zamknięcie. Odwróciłam się na pięcie i podążyłam jego śladem, zaciekawiona, co się dzieje.
(Koros? ^^)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz