3 października 2015

Od Xaviera - Misja I

Wraz z Mixi wylecieliśmy z bazy z zamiarem dotarcia do składów górniczych, blisko Areny 3. Moją misją jest dokładnie skład numer 4 i oczywiście ochrona Alphy na pierwszym miejscu. 
Gdy wylatywaliśmy uzgodniłem z Alphą różne wyjścia, na wszelki wypadek. Zaprezentowałem również swój plan, który wymyśliłem kiedy ostatnio pracowałem. Postanowiłem użyć moich mocy, oraz broni, którą specjalnie wziąłem z mojej piwnicy, w której całe wojsko mogłoby się uzbroić.
Wlecieliśmy do składów górniczych. Schodząc z grzbietu Mixi zauważyłem, że czwórka jest całkiem oddalona od nas, i to w dodatku jest całkiem spora, jeśli chodzi o wielkość. Zaczęliśmy iść szybkim krokiem w kierunku składu nr 4. 
- Myślę, że będziemy wysadzać, niszczyć, zabijać, straszyć i takie tam inne rzeczy, oprócz odwracania uwagi, prawda? - zapytałem się Alphy.
- Tak, ale uważaj na wilki z etapu 3. Wystartowaliśmy trochę za późno, więc musimy się spieszyć – odpowiedziała mi Mixi.
- Trochę... Przepraszam. 
Dalej kierowaliśmy się w kierunku naszego celu. 
Minęliśmy już skład nr 2. Minęło już chyba 10 minut od lądowania. Nikt jeszcze nas nie atakuje?
Nr. 3... Dziwne. Zwykle, kiedy bywaliśmy na takich misjach ludzie od razu przychodzili, aby nas zabić. Tyle, że nieczęsto im się to udaje. 
- Nikt nas nie atakuje? - wypowiedziałem pytanie, które dręczyło mnie od paru chwil na głos.
Stanąłem i zacząłem nasłuchiwać. Nic.
- Nic nie słyszę. Czy to możliwe, że się poddali? - spytałem się w powietrze. Zacząłem obserwować teren wokół nas. Nagle usłyszałem dziwne dźwięki zza krzaków. Jakby stawanie na gałązkach lub szmeranie liśćmi, lub po prostu szepty.
Jak na zawołanie otoczyli nas ze wszystkich stron ludzie w mundurach i z bronią w ręku. Na ich czele stała kobieta, która wybijała się z tłumu tym, że miała w ręku M134 Miniguna w ręku, a inni mieli w ręku zwykle karabiny maszynowe.
„Ile ona musi mieć siły w łapach?” - pomyślałem z podziwem i jednocześnie intuicyjnie przygotowałem się na najgorsze.
Staliśmy spokojnie. Jeszcze nie zmieniliśmy się w wilki, więc wyglądamy jak zwykli intruzi. A przynajmniej powinniśmy, ale biorąc pod uwagę Ookaminoishi i jej wykonanie misji, na pewno wiedzą, że jesteśmy tu nieproszeni.
- No więc powiedzcie nam proszę jaki jest wasz powód odwiedzenia naszej placówki, a my wam powiemy czy mamy was zabić, oddelegować czy deportować, dobrze? - spytała się kobieta. - Czekam, więc możecie spokojnie nam powiedzieć. 
Nadal staliśmy spokojnie. Spojrzałem na Alphę i podałem jej małe pudełeczko.
- Umiałabyś się tym posługiwać? - spytałem się dziewczyny.
- Pewnie – dziewczyna się uśmiechnęła – tylko powiedz mi co to jest.
- Miecz Fotonowy - odpowiedziałem uśmiechając się i wyjmując dwa pistolety zza paska spodni – To co, Mixi? Bawimy się czy uciekamy?
- No co ty. Mamy zrobić „szał” więc czemu mielibyśmy uciekać? Pomyśl, Xav.
- Haha. Fakt – potwierdziłem.
Jak na jakiś sygnał jednocześnie ja i Mixi zaczęliśmy przygotowywać się do walki. Mixi włączyła mój miecz przyciskiem z boku, a ja zmieniłem pozycję pistoletów w moich dłoniach, żeby było wygodniej walczyć.
No i zaczęło się. Wystrzeliłem parędziesiąt kulek w głowy całkiem sporej liczby ludzi, Mixi moim mieczem masakrowała innych, ale nadal ich nie ubywało, wręcz wydawało się, że jest ich coraz więcej. I w dodatku ta kobieta cały czas próbowała nas trafić wysyłając fale pocisków w naszą stronę. W końcu nie wytrzymałem tego ciągłego ataku, więc użyłem mojej mocy – bólu. Stałem się dobrym celem, kiedy używam tej mocy, nie mogę robić czegoś innego, więc szansa na unik wynosi prawie 0%. Kobieta jak przed chwilą stała, teraz kuliła się na podłodze trzymając się za brzuch. Jej broń z hukiem poleciała na ziemię. Zwróciło to uwagę żołnierzy, którzy walczyli z Mixi lub stali z tyłu bojąc się śmierci. Przez to, że musiałem się skupić na kobiecie, nie zauważyłem pocisku lecącego w moją stronę i w porę nie zrobiłem uniku. Na szczęście strzelec nie miał dobrego cela i trafił mi tylko w ramię. Szybko spojrzałem na ranę. Oho... jest źle. Nie mam żadnej umiejętności leczenia, a już zwłaszcza ran postrzałowych, więc będę musiał walczyć z ręką w takim stanie. Strzelanie z pistoletu taką ręką jest kurewsko ciężkie, nawet jeśli mam w tym bardzo dużą wprawę. Spojrzałem za siebie, na Mixi. Nadal masakrowała żołnierzy wokół siebie nie dając im nawet chwili aby załadować broń. Jak by komuś się udało to od razu go ściągałem, ale trzymała się dobrze, co jest dla mnie i dla watahy bardzo dobre. Fala przeciwników powoli się zmniejszała, ale niezbyt nam to pomogło. Tym razem wracali z nowymi rodzajami broni, mieczami, które muszę odpierać pistoletami, sztyletami... Jedyną rzeczą, która zaprząta mi teraz głowę jest fakt, że za Alphą stoi kolejny żołnierz, tyle że on ma w ręku mały sztylet. Znowu użyłem mojej mocy, ale tym razem na tym gościu, tyle, że teraz użyłem nie tylko bólu fizycznego, ale i też psychicznego. Może trochę przesadziłem...? Uhhm... Facetowi wypadł z dłoni sztylet, a następnie upadł na podłogę i zaczął się wić i krzyczeć z bólu. Zdziwiona Mixi spojrzała w stronę krzyku i zobaczyła mężczyznę, który w spazmach bólu wił się na podłodze.
- Wow, Xavier – powiedziała Alpha – nie musiałeś być aż tak brutalny, wiesz?
- No co? Chciał cię dźgnąć. Twoje bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu, dobrze o tym wiesz – odpowiedziałem – ale to nie znaczy, że nie umiesz sobie poradzić, więc jak coś to liczę na ciebie, jeśli chodzi o moje własne i twoje bezpieczeństwo.
- Dzięki – powiedziała dziewczyna wracając do walki.
C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz