4 października 2015

Od Roriego

Obudził mnie kubeł zimnej wody. Zerwałem się od razu na równe nogi i zacząłem rozglądać dookoła.
- Ale miałeś minę - usłyszałem śmiech za plecami, odwróciłem i zobaczyłem Ritę trzymającą metalowe wiadro za plecami.
- To było niebezpieczne zgranie - mruknąłem i przycisnąłem ją do ściany, a ona zaczęła się jeszcze głośniej śmiać - Następnym razem ja cię tak obudzę - powiedziałem z lekką irytacją w głosie.
- Oj no weź, nie możesz się gniewać za coś takiego.
- Owszem mogę - wyszedłem z gabinetu i trzasnąłem drzwiami - Skandal - wrzasnąłem na koniec.
Ruszyłem do swojego pokoju i przebrałem się w suche ubranie, ogarnąłem fryzurę i skierowałem się do drzwi. Oczywiście, aby zrobić kawę. Złapałem za klamkę i pociągnąłem do siebie. Aż podskoczyłem na widok siostry stojącej na korytarzu.
- Nie gniewaj się braciszku, noooo... - zrobiła słodkie oczka i uwiesiła mi się na szyi.
- Przecież żartowałem - uśmiechnąłem się i wziąłem ją na plecy.
Zeszliśmy do kuchni i dopiero tam ją odstawiłem, dziewczyna pobiegła do salonu i po chwili usłyszałem ryczący na cały regulator telewizor. Jest taka urocza. Ale wracając do priorytetów: KAWYYYY. Po kilku minutach wkroczyłem do salonu z kubkiem parującego napoju bogów i herbaty. Podałem jeden kubek młodej, która siedziała w kucki na kanapie i zapatrzona była w telewizor. Drugi zachowałem dla siebie. Cafe con leche - najlepsza kawa, nauczyłem się ją robić w wojsku, bardzo mi zasmakowała i teraz tylko taką pije. W telewizji akurat leciały poranne wiadomości.
- To ten - mruknęła z wrednym uśmieszkiem i złapała mnie za skrawek koszulki - To dzisiaj prawda?
- Myhym - odpowiedziałem, usiadłem obok niej i ściszyłem głośność - To ten polityk który nie cierpi wilkowatych - stwierdziłem powoli
- No wow Sherlocku - uśmiechnęła się i przysunęła bliżej - Więc jak chcesz zepsuć mu ten wspaniały dzień?
- Przecież wiesz, a jak nie to się możesz dowiedzieć bez pytania - spojrzałem w jej szare oczy i zacisnąłem zęby. Potwornie nie lubiłem uczucia grzebania mi w głowie.
- No właśnie nie chcę, bo wiem, że nie lubisz jak ci czytam w myślach. Więc?
- Streszczając całą akcję? Za "ważnym" panem politykiem pobiega wredny pies ze skrzydłami, a potem ukradnę mu te ważne świstki.

-Kilka godzin później-

Biegłem przed siebie w wilczej postaci i patrzyłem oczami Rity. Kotka uczepiona była mojego karku, ja zaś w pysku trzymałem ważne rządowe papiery które zwinąłem prosto spod nosa polityka i generała armii. Zawierały informacje o Wilczym Genie.
- Młoda, jak wygląda nasza sytuacja? - spytałem zasapanym głosem nadal nie przestając przebierać łapami. Po sekundzie wszystko widziałem, goniło nas kilkunastu tajnych ochroniarzy, i ze 2 wozy opancerzone - Okej, rozumiem. Czyli, że źle.
Zmotywowałem się, żeby biec jeszcze szybciej. Już miałem rozwinąć skrzydła i wzlecieć w powietrze gdy...
- Nie! W prawo skręcaj, teraz! - siostra wydarła mi się prosto do ucha, ale zrobiłem co kazała. Efektem czego było wbiegnięcie do ciemnej uliczki. Skręciłem po raz kolejny, zauważyłem przed sobą skrzynie, pudła i otwarte okno. Postanowiłem wskoczyć do domu i zgubić chociaż na chwilę pościg. Zacząłem wdrapywać się po pudłach i gdy wreszcie dopadłem do okna nie mogłem uwierzyć mojemu pechowi. Ledwo dostałem się do środka, postawiłem wszystkie cztery łapy na drewnianej podłodze, a usłyszałem potężne trzaśnięcie. Przełknąłem ślinę, miałem złe przeczucia. Nagle podłoga ponownie trzasnęła, a nasza dwójka zaczęła spadać, szybko odkręciłem się i złapałem kocicę w łapy. Zasłoniłem ją skrzydłami, rychło w czas, bo w następnej chwili gruchnąłem plecami o betonową podłogę, która rozsypała się pode mną przez co wpadłem do jakiegoś ciemnego tunelu. Zapiszczałem z bólu i rozłożyłem skrzydła, kocica stała się brązowowłosą i zaczęła sprawdzać co ze mną. Z ogromnym bólem zmieniłem się w człowieka, usiadłem i na ziemi narysowałem świecącą kulkę. Ona wzniosła się pod sufit i dopiero teraz rozejrzałem się po pomieszczeniu. To było jakieś stare metro? Tak to jakiś peron. Siostra pomogła mi wstać i usiąść przy ścianie. Wszystko mnie bolało. W panującej tu ciszy dało się słyszeć głosy mówiących z obrzydzeniem ochroniarzy i żołnierzy.
- Mam na dzieję, że ten odmieniec zdechł - pierwszy głos był groźny
- Na pewno, zobacz z jakiej wysokości spadł - zaśmiał się drugi mężczyzna
- Ale miał skrzydła, może uchronił się przed upadkiem? - spytała kolejna osoba
- Zachowywał się, jakby nie umiał z nich korzystać - mruknął ten pierwszy - na pewno nie żyje.
- Ale szef nas zabije jeśli nie przyniesiemy mu tych papierów - przestraszył się drugi
- Zejdziemy po nie jutro. Dzisiaj powiemy, że kundel zabity - Więcej ich nie słyszałem. Odeszli
- Prawdo podobnie masz złamane żebra - moja towarzyszka nie wyglądała na zadowoloną
- Tak, no wieeeeesz... - trzepnęła mnie w głowę, jęknąłem z powodu kolejnej fali bólu rozchodzącej się od boku - A to za co?
- Mogłeś wzlecieć, ja bym spadła na cztery łapy albo się ciebie złapała - burknęła i usiadła nie wiedząc co robić
- Nie mogłem myśleć o tym, że mogłabyś ty sobie coś zrobić - uśmiechnąłem się lekko
- Wiem - wyszeptała - ale i tak jesteś głupim...
- Łosiem - mruknął jakiś głos z cienia i dopiero teraz w mroku ukazała się nam nie wyraźna sylwetka - Ciekawe papiery, ale zagranie chyba trochę nie przemyślane, prawda wilku? Wiesz, że gdyby cię złapali cały sekret nie tylko twojego Wilczego Genu był by zagrożony. Mogli by się dowiedzieć czegoś ciekawego. Zbyt ciekawego i opracować przeciwko nam specjalną broń.
- No co ty nie powiesz. Nie obchodzi mnie to - Zmrużyłem oczy, aby dostrzec coś więcej, jednak wszystko mi się rozmazywało
- Nie wysilaj się, nic nie zobaczysz. Wezmę te papiery, a w najbliższym czasie ktoś się z tobą skontaktuję. Bądź w domu i nie wystawiaj nosa - postać odwróciła się i zaczęła odchodzić
- Ej to moje i... - krzyknąłem, lecz od razu tego pożałowałem, potworny ból przeszył moje ciało - ja to zdobyłem - dokończyłem, gdy osoba się zatrzymała
- I za to ci dziękuję - kroki znów się oddalały, a po chwili nie było ich słychać.
- Świetnie - warknąłem
- Co teraz? - spytała Rita
- Będziesz musiała mnie owinąć bandażem, żeby chociaż trochę to usztywnić, potem do domu - dziewczyna kiwnęła głową, a ja narysowałem w powietrzu kilka dużych bandaży.

-Tydzień później. Wieczorem-

Siedziałem przy biurku i przy lampce robiłem amunicję do swojej snajperki.
- Przyniesiesz mi proch? - poprosiłem i brązowowłosa dziewczyna już po kilku minutach przyszła z całym pudełkiem
- Wiesz już kto to był? - spytała i usiadła na skraju stołu
- Hym? Kto? - mruknąłem podnosząc wzrok znad pracy
- Ten człowiek w metrze.
- Aaaa. No więc właśnie, nie - uśmiechnąłem się krzywo i wróciłem do zajęcie
- A ja wiem. To był inny posiadacz Wilczego Genu. Jeśli się nie mylę to z WKN - przestałem pracować i starałem się usiąść wygodniej na krześle. Jednak nie wychodziło mi to, gdyż ból w klatce piersiowej nadal, w dużej mierze, dawał o sobie znać.
- Czyli co?
- Czyli to, że... - przerwało jej pukanie do drzwi, zacząłem się podnosić - Siedź, otworzę - i poszła
- Robisz ze mnie kalekę - mruknąłem pod nosem
- Słyszałam!
Wróciłem do swojego zajęcia, po chwili do pokoju weszła Rita, a za nią zakapturzona postać w mokrym płaszczu przeciwdeszczowym. Wyprostowałem się na krześle i podejrzliwie patrzyłem na przybysza. Siostra stanęła za mną, a ja wyjąłem z pokrowca nóż.
- Kim jesteś? - mruknąłem i wstałem
- Mogę zapytać cię o to samo, ale wiem o tobie dużo rzeczy - rozpoznałem ten głos, ta sama osoba zabrała mi papiery. Postać zdjęła kaptur - Ty jesteś...
- Łosiem, zgadza się. Ukłoniłbym się, ale trochę mnie poturbowało tam, w metrze.

(Jakiś ktoś? :) )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz