22 października 2015

Od Roriego cd. Argony

Siedziałem na swoim łóżku i wpatrywałem się tępo w ścianę, obok stała Rita i zszywała mi ranę na głowie.
- Jeszcze chwila - uśmiechnęła się co zauważyłem kontem oka. Syknąłem z bólu kolejny raz i w tym momencie dziewczyna skończyła. Poklepała mnie po ramieniu i spakowała swoje akcesoria medyczne - następnym razem zostaw tych zwykłych ludzi, tylko sobie narobisz kłopotów.
- No niby tak, ale nie wiedziałaś co on chciał zrobić Argonie - mruknąłem i spojrzałem jej w oczy
-A ty wiedziałeś?- zdziwiła się - to ja czytam w myślach nie ty miśku- westchnąłem ciężko i położyłem się na plecy
- Widziałem do czego potrafi być zdolny facet nawalony jak prosiak - zamknąłem na chwilę oczy przypominając sobie to co ujrzałem, gdy byłem małym szczylem na ulicy, podniosłem powieki - Nie chciałem tego znowu oglądać, czy nawet słyszeć.
Dziewczyna położyła się obok tak, że głowę trzymała na mojej klatce piersiowej po czym złapała mnie za rękę i zaczęła rysować jakieś wzorki na wewnętrznej stronie dłoni.
- Trochę poszukałam i powęszyłam o tej twojej Argonie. Była alfą w WKN, niektórzy mówili że została zdrajcą, ale to nie jedyna wersja. Tak czy siak ma siostrę, która zajęła jej miejsce, ale ona gdzieś zniknęła niedawno. Wilki z WKN zmieniły się w ludzi i ukrywają się pod ich postacią
- Tyle to wiem, sam miałem za zadanie ich wytępić - szepnąłem bez wyrzutów chociaż powinienem je mieć, przecież teraz jestem taki jak oni itp.
- Tak czy siak Argona zaczęła pracę jako naukowiec, ale i tam jej nie wypaliło i wylądowała obok ciebie... a raczej ty obok niej. Chociaż trafiliście tu w tym samym dniu, tylko ona była trochę wcześniej. Nie mogę was stąd wyciągnąć. Domyślą się, że coś jest nie tak, a tym bardziej jak...- zakryłem jej usta dłonią.
Metalowe drzwi się otworzyły i strażnik wprowadził, niską, drobną niebieskowłosą dziewczynę. Zamknął ją w celi naprzeciwko Argony. Gdy wyszedł rozległ się głos mojej sąsiadki:
- Kim jest osoba w celi przed moją? - szepnąłem na ucho siostrze, aby była cicho i wzruszyłem ramionami
- Również jakaś dziewczyna. Niska i drobna. Ma niebieskie włosy - "Ja już znikam, kocham cię "- usłyszałem szept w głowie i sekundę po tym ciepło na mojej dłoni zniknęło jak i ciężar na piersi- Znasz ją? - spytałem bez większego zainteresowania
- Tak jakby... to znaczy nie. Nie znam jej - powiedziała szybko, ciekawe - Zresztą czemu się tym interesujesz, co?
- Nie wiem, tak jakoś - moje słowa były zgodne z prawdą - Skoro wstałaś to może partyjkę zanim nam przyniosą śniadanie?
- Może nie teraz - powiedziała cicho
- Jak chcesz - wyciągnąłem się na łóżku i patrzyłem w sufit wyobrażając sobie tam kosmos, gwiazdy, galaktyki.
Zawsze lubiłem te widoki. Co najlepsze one tam były żywre, bo je wymyśliłem oczywiście. Czasem się zastanawiam jak to jest możliwe, ale jeszcze nigdy nie doszedłem do racjonalnego wyjaśnienie... właściwie to nie doszedłem do żadnego wyjaśnienia. Po kilku godzinach dostaliśmy jedzenie, niebieskowłosej nie widziałem od czasu wrzucenia jej do celi. Może się załamała, że jest w więzieniu? A może obmyśla ucieczkę? Lub najzwyczajniej jest nieprzytomna albo tak obolała. Nie wiem. Po jedzeniu stanąłem pod kratą w oknie i zapaliłem papierosa. Argo na pewno słyszała dźwięk zapalniczki, a tak ogólnie to się do mnie nie odzywa. Może, mnie o coś podejrzewa. Teraz tak jakby straciła do mnie to "zaufanie" czy "chęć do współpracy" jeśli tak to mogę nazwać. Ciekawe co jej tam naopowiadali. Wróciłem na materac a na suficie pojawiały się kolejne obrazy.

-Później-

Właśnie kończyłem ćwiczenia, gdy zaczęło zachodzić słońce, drzwi od więzienia otworzyły się z cichym piskiem. Do celi nowej dziewczyny podeszło dwóch strażników i wyciągnęli ją pewnie na jakieś przesłuchanie. Wróciła dopiero wczesnym świtem, gdy ją zamknęli jedynie cicho westchnęła. Usłyszałem kroki, ale nie oddalające się a wręcz przeciwnie. Myślałem, że idą po Argonę, ale jednak nie. Starszy, siwiejący już mężczyzna zatrzymał się przed moją celą i otworzył ją.
- Nie ruszaj się rozrabiako, nie chcę ci nic robić. Po prostu daj się skuć.
- Jasne szefuńciu - uśmiechnąłem się i usiadłem wyciągając ręce do strażnika, zakuł mnie i wskazał ręką abym wyszedł.
Gdy przechodziłem obok celi ciemnowłosej, mimowolnie spojrzałem w jej kierunku. Dziewczyna leżała na boku odwrócona twarzą do ściany. Słyszałem jej cichy oddech, był spokojny i stabilny. Albo spała albo chciała żeby tak było. Tak czy inaczej staruszek zaprowadził mnie do słabo oświetlonego pokoju. Ściągnął ze mnie koszulkę i zapiął ręce w inne kajdany przywieszone do sufitu na łańcuchach, to samo zrobił z nogami. Obok na stole leżał bat. Wiedziałem co się tu będzie działo.
- Co ten napis znaczy? - wskazał na mój nadgarstek
- Per aspera ad astra - Przez trudy do gwiazd. Tym się kieruję w życiu.
- Mądrze. Dam ci jedną radę chłopcze, powiedz im to co chcą usłyszeć. Nie obchodzi ich prawda, a tym bardziej kłamstwa. Miałem syna w twoim wieku - uśmiechnął się smutno i dotknął mojej twarzy - umarł tu w męczarniach przez naiwność, a potem niewinność - nie życzę ci tego.
I odszedł. Później nie liczyłem ile to trwało zgasło światło, a ja wisiałem i nie mogłem nic wymyślić. Światła, klucza, galaktyki. Po prostu nic. Coś tu blokowało te moce. Po długim czasie drzwi się otworzyły, zalało mnie jasne światło. W przejściu stanął kat i pewnie ten co miał pytać. Zapalili światło, zamknęli drzwi i czynili swoją powinność. "Co wiesz o WKN'ie"- pytał, nic nie odpowiadałem albo mówiłem, że nie wiem o co mu chodzi i tu wchodził kat i chłostał mnie po nagich plecach. "Wiesz kim oni są?"- pokazywał zdjęcia wilków i ludzi, zaprzeczałem zgodnie z prawdą. Baty. Pytał o Gen, nic nie mówiłem, bo sam prawie nic nie wiedziałem. Kara.
- Żadnego z ciebie pożytku. Ostatnie pytanie: Wiesz dlaczego tu jesteś? - spytał i stanął zaraz przede mną
- Po podpadłem tym co nie trzeba, a oni wiedzieli o mnie za dużo - powiedziałem cicho i opuściłem głowę, zacisnąłem pięści i zęby.
Byłem gotowy na kolejne baty. Ale nie nastąpiły. Za to usłyszałem zgrzyt kajdanek i runąłem na ziemię. Splunąłem krwią, psia jucha. Strażnik mnie podniósł i postawił na nogi, spiął ręce i zaczął prowadzić przed sobą.
- Czas na ciebie dziadku - usłyszałem cichy śmiech i wystrzał z broni. Niestety tak to wszystko działa
Strażnik wepchnął mnie do celi i rzucił mi koszulkę. Potem zniknął. Usiadłem na skraju łóżka i patrzyłem w podłogę czując radość z odczuwanego bólu. To chore, ale taki właśnie jestem. Przypomniała mi się ta dziewczyna. Siedziałem ukryty pod stołem, wybudzony ze snu. A ten śmieć nawalony ją... Łzy napłynęły mi do oczu i pociągnąłem nosem. Czemu nic w tedy nie zrobiłem. Może jak bym nie był takim przestraszonym gnojkiem, ona nadal by żyła. Potrząsnąłem głową, nie chciałem tego oglądać. Wytarłem oczy i spojrzałem w ścianę przed sobą. "Weź się w garść Rori" - powtarzałem w myślach. Zamknąłem oczy, a po chwili jak je otworzyłem, właśnie w tej chwili obiecałem sobie, że wyciągnę stąd te obie dziewczyny, a sam ich wszystkich rozwalę. Już mnie nic nie obchodziło. Założyłem koszulkę i zacząłem ćwiczyć. Do upadłego.

(Argona. Wybacz zwłokę, brak weny i czasu. Ale już jest okej :d )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz