29 października 2015

Od Somniatisa cd. Tiffany

  Basior bez ruchu przyglądał się demonicy, stojącej kilka kroków od nich. Nigdy nie lubił demonów, choć nie potrafił powiedzieć, skąd właściwie bierze się wstręt do nich. Być może ich krwawa sylwetka i obrzydliwe kształty skutecznie go od nich odstraszały.
- Tiffany - zwrócił się do dziewczynki, stojącej koło niego. Wyglądała na wściekłą. Niemal jarzyła się czerwonym, niepodobnym jej rasie, płomieniem. - Tytatnio! Idziemy stąd. Natychmiast.
  Somniatis chwycił stanowczo dziewczynę za ramię i pociągnął w stronę przeciwną, niż stała demonica. To jakby obudziło małą z transu.
- Puszczaj! - krzyknęła. - Muszę odesłać ją do Tartaru!
- Nigdzie nikogo nie będziesz odsyłać - powiedział stanowczo czarnowłosy. - Musimy iść na najbliższe lotnisko i jak najszybciej wrócić do Ainelysnart. Mam paskudne przeczucie. 
- Chcesz zostawić tą szkaradę, by spokojnie grasowała po Polsce? - syknęła Tiffany, wyrywając się z uchwytu mężczyzny.
  Dopiero w tamtym momencie Atis zorientowała się, jak bardzo niepodobny jej był czerwony płomień. Dopiero w tamtym momencie zrozumiał znaczenie czerwonej aury wokół dziewczynki-demona. 
- To wywiera na ciebie zły wpływ - nalegał jeszcze bardziej stanowczo. - Jeśli będziemy dłużej przebywać w tego zasięgu to całkowicie cię zmieni. Chcesz być taka jak to?
(Tytanio?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz